Na ostatniej wyprawie pstrągowej,łowiłem na rozległych łąkach.Rzeka wiła się na otwartej przestrzeni i wzdłuż jej brzegów rosły tylko rachityczne olchy.Tam też nocowałem.Miałem wszystko co potrzeba,ale zapas drewna był skromny.Gotując wodę w czajniczku,pomyślałem czego mógłbym użyć,jeśli nie miałbym żadnego pojemnika.Niedaleko mojego miejsca noclegu,obsunęła się skarpa brzegowa,porośnięta trzcinami.Bezwiednie wisiały na niej długie kłącza trzciny(to takie białe "rurki" podzielone segmentowo jak bambus)Uciąłem kilka nożem. Wybrałem jeden najgrubszy i odkroiłem górną część.Nalałem do niego wody i postawiłem w niewielkim ognisku.Woda wrzała w mgnieniu oka.Tu użyłem jednego kłącza,ale gdyby tak związać razem kilka sztuk to mielibyśmy nawet niezła ilość gotowanej wody.

Smakiem trochę trąci pieczonymi ziemniakami,bo kłącza trzciny zawierają skrobię ale wydaje mi się,że wrzątek może być przez to nawet bardziej pożywny

Eksperymentował ktoś z czymś podobnym?
