W zależności od miejsca zamieszkania leszczyny powoli zaczną mieć zwisające, żółte kwiatostany pełne pyłku. Zdjęcia są z lutego tego roku, dlatego wpis wrzucam wcześniej.
Zebrałem kwiatostany leszczyny zwyczajnej, te które sypią żółtym pyłkiem. Kwiaty starłem w dłoniach, tak aby je jak najbardziej rozdrobnić, łodygi kwiatostanu wyrzuciłem, następnie zmieszałem z wszystko mąką, dolałem trochę wody i usmażyłem na patelni przy ognisku; smażę po parę minut z obu stron. Postępujemy tak samo jak z robieniem placków z pokrzywami i innymi roślinami, czyli konsystencja papki.
Zbiór jest szybki i wydajny, w prosty i szybki sposób mając trochę mąki można usmażyć smaczne placki w smaku delikatnie słodkie, popiłem naparem z podbiału. Kwiatostany leszczyny można też suszyć i dodawać do pieczenia chleba czy podpłomyków jako dodatkowy leśny substytut.
Placki z kwiatostanami leszczyny
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
- steppenwolf
- Posty: 182
- Rejestracja: 13 lip 2010, 06:47
- Lokalizacja: mazowieckie
- Płeć:
- wolfshadow
- Posty: 1050
- Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
- Lokalizacja: Jaworzno
- Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
- Płeć:
- Kontakt:
-
- Posty: 3
- Rejestracja: 12 sty 2016, 10:44
- Lokalizacja: Warszawa
- Płeć:
Re: Placki z kwiatostanami leszczyny
Stary temat, ale nie tak dawno jadłem przez 2 weekendy (w różnych wersjach) kwiaty męskie leszczyny vel kotki (pobazinę). Na surowo podczas zbioru, w domu na kilka sposobów.
W przekazach ludowych pożywienie głodowe. Dawno temu "wyczekiwałem i przeżywałem" zbiór, kotków i samego pyłku. W wersji z gęstym ciastem naleśnikowym, jak racuchy (odpowiednie przyprawienie) dla mnie są najbardziej zjadliwe. Wymieszane z miodem, najlepszy deser z kotków. Wrzucane do rzadkiego ciasta naleśnikowego i na gorący głęboki olej (pojedynczo aby się nie pozlepiały), najbardziej fatygujące.
Można rozetrzeć w dłoniach i wysuszyć na papierze/sicie, potem stosować jako dodatek do różnych potraw (takie eksperymenty z czym pasuje), albo zrobić to ze świeżym surowcem.
Napar jak się dosłodzi (miodem?) da się wypić ale nie "powala".
Roztarte w dłoniach i wymieszane z jogurtem/kefirem (w terenie) dawniej praktykowałem co wyjazd, tylko sezon jest krótki a specjalnie chodzić i szukać gdy nie jestem głodny, to nie mus.
Generalnie lepszy jest sam pyłek, tyle że oddzielanie go jest zbyt upierdliwe. Mam swoją metodę oszczędzającą fatygę, ale ostatnio opanował mnie leń i "idę na skróty" j.w.
Większa objętość dla żołądka to szybciej zaspokojone uczucie głodu, i tego się trzymam.
W przekazach ludowych pożywienie głodowe. Dawno temu "wyczekiwałem i przeżywałem" zbiór, kotków i samego pyłku. W wersji z gęstym ciastem naleśnikowym, jak racuchy (odpowiednie przyprawienie) dla mnie są najbardziej zjadliwe. Wymieszane z miodem, najlepszy deser z kotków. Wrzucane do rzadkiego ciasta naleśnikowego i na gorący głęboki olej (pojedynczo aby się nie pozlepiały), najbardziej fatygujące.
Można rozetrzeć w dłoniach i wysuszyć na papierze/sicie, potem stosować jako dodatek do różnych potraw (takie eksperymenty z czym pasuje), albo zrobić to ze świeżym surowcem.
Napar jak się dosłodzi (miodem?) da się wypić ale nie "powala".
Roztarte w dłoniach i wymieszane z jogurtem/kefirem (w terenie) dawniej praktykowałem co wyjazd, tylko sezon jest krótki a specjalnie chodzić i szukać gdy nie jestem głodny, to nie mus.
Generalnie lepszy jest sam pyłek, tyle że oddzielanie go jest zbyt upierdliwe. Mam swoją metodę oszczędzającą fatygę, ale ostatnio opanował mnie leń i "idę na skróty" j.w.
Większa objętość dla żołądka to szybciej zaspokojone uczucie głodu, i tego się trzymam.