Opowieść o patrolu.

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Luk
Posty: 0
Rejestracja: 20 kwie 2016, 11:57
Lokalizacja: Lublin
Płeć:

Opowieść o patrolu.

Post autor: Luk »

Jest to mój pierwszy post na tym forum, ale postanowiłem że podzielę się z wami prawdziwą historią która wydarzyła się jakiś czas temu. Często ją opowiadam przy ognisku w lesie, kiedy jestem ze znajomymi na bushcrafcie. Mam nadzieję że będzie się wam podobała.

To wydarzyło się latem, był gorący lipiec. Byłem wtedy kapralem w pewnym plutonie lekkiej piechoty, który tego wieczoru wyruszył na patrol w celu utrzymania inicjatywy w rejonie działań.
Gdy wyruszaliśmy było ciepły wieczór, słońce powoli zachodziło a my podzieliliśmy się na trzy drużyny zmierzaliśmy do strefy działań. Czekał na nas całkiem spory las, ale wszyscy mieliśmy raczej dobre humory. Poruszaliśmy się w szyku prostym, do lasu zostało jeszcze 2 kilometry.
Zauważyłem, że mój kumpel z zespołu, Cichy zaczął już kląć na komary. Pomyślałem sobie – heh to doby czas żeby na kapelusz założyć moskitierę. Wyjąłem ją z kieszeni znajdującej się na ramieniu, oczywiście musiała się splątać. W końcu się udało i włożyłem ją.
Przed nami pojawiła się ściana lasu, padła komenda obrona okrężna. Więc powoli nie spiesząc się udałem się na swoje miejsce w kole dookoła zespołu dowodzącego. Sierżant plutonu wydał rozkaz strzelcowi wyborowemu obserwacji lasu przed nami. Pomyślałem sobie – no to mamy chwilę przerwy- po czym poprawiłem zawieszenie broni które wrzynało mi się w bark.
-Luk jesteśmy tu bezpieczni, nie widać nas trawa rośnie wysoko. – Powiedział Cichy.
-Co z tego jak zaraz zabije nas robactwo.
Spojrzałem na dowódcę, dał znak ok, ruszamy. Do lasu dzieliło nas trzysta metrów.
-Panowie formujemy szyk ubezpieczony, kontakt z wrogiem jest prawdopodobny, więc pilnować siebie i swoich sektorów.- Powiedział sierżant ,,po radiu”.
Moim sektorem była lewa strona kolumny, Cichego prawa. Na szczęście jestem praworęczny i lewą stronę łatwiej trzymać. Cichy też był praworęczny, więc przystawił kolbę do lewego ramienia. – No cóż, bywa.- Pomyślałem i szedłem dalej. Co chwilę oglądałem się za siebie, patrzyłem czy kolega za mną jest. W momencie gdy na niego patrzyłem on również się odwracał. To było dziwne tak jakby przypominał sobie o odwracaniu w momencie gdy ja zerkałem na niego.
Szliśmy lasem przez pięć minut, gdy zobaczyłem Artura, który był przede mną i lewą dłonią nie przekazał mi znak. Kręcił koła palcem skierowanym do góry. Oznaczało to że robimy obronę okrężną, odwróciłem się i przekazałem do tyłu znak, kolega zrozumiał i przekazał dalej. I znów okrążyliśmy zespół dowodzenia, zrzuciliśmy plecaki i obserwowaliśmy swoje sektory. Dowódca wydał polecenie nawigatorowi żeby skorygował azymut marszu. Po chwili padła komenda nasłuch. Wszyscy zamarli i nasłuchiwali ewentualnego przeciwnika. Ja słyszałem tylko bicie swojego serca i śpiew ptaków . Pot ściekał mi z czoła rozmazując kamuflaż na twarzy. Po pięciu minutach ruszyliśmy dalej, mieliśmy przed sobą cztery godziny marszu. Przez te godziny, nic kompletnie się nie działo, wiedziałem że zaraz będziemy robili dłuższy postój, żeby zjeść i odpocząć. Nasza kolumna zmieniła parę razy kierunek marszu w celu zmylenia ewentualnego przeciwnika.
Stój!- Usłyszałem po radiu.
Drużyna, w którym byłem z Cichym szedł na końcu i nie widzieliśmy co dzieje się na początku kolumny. Cały pluton przykucnął na kolanie nadal obserwując swoje sektory.
Dowódca zamierzał zrobić bazę patrolową. Wysłał więc dwie sekcję aby sprawdziły teren pod bazę. Następne dwie sekcje z pierwszej drużyny prowadziły zabezpieczenie chłopaków. Rozpoznawali teren metodą kanadyjską przez ponad piętnaście minut, po czym wrócili do kolumny. Sierżant opracował pięciopunktowy plan działa na wypadek kontaktu w bazie patrolowej. Wszystkie sekcje z drugiej drużyny utworzyły improwizowane stanowiska ogniowe. Reszta, nie licząc zespołu dowodzenia, zabrała się do robienia miejsca na spanie i przygotowanie posiłku dla siebie.
Zdjąłem plecak, zarzuciłem Beryla na bok i odpiąłem karimatę.
-Kur… ale upał nawet w nocy.- Powiedział Cichy, który rozkładał się obok mnie.
-No nienawidzę lata, ciągle się pocę. Zimo wróć.
Po paru minutach bezsensownego wrzucania na temperaturę, zdjęliśmy paso szelki i położyliśmy się na karimatach. Mimo tej temperatury, potu i robactwa było cudownie po tym długim marszu.
-Cichy, Luk zjedźcie coś na szybko i zameldujcie się u mnie. – Powiedział do nas Damian, nasz sierżant plutonu.
Jak powiedział tak zrobiliśmy, zjedliśmy suche racje, pociągnęliśmy parę łyków z camelback’a i poszliśmy do niego.
- Słuchajcie weźmiecie sobie nałożycie noktowizory i bez plecaków pójdziecie na patrol. Obczaicie mi tą drogę która biegnie obok obozu. – Damian wskazał na mapie drogę.- I po godzinie wyślę wam kogoś na zmianę.
A więc wzięliśmy sprzęt i wyszliśmy od strony południowej z bazy. Minęliśmy chłopaków z sekcji na pozycji ogniowej, oczywiście nie obyło się bez docinki o panienkach i wymiany ,,faków”.
Była pierwsza dwadzieścia pięć w nocy, bezchmurne niebo oraz miliard komarów.
-Nie ma to jak spacerek w nocy co?
-Głupi jesteśmy, powinniśmy leżeć w domu z panienkami. – Odpowiedział Cichy.
- He He. Patrz doszliśmy do tej drogi.
-Ustawmy się obok niej za tym ściętym drzewem. Nie będziemy na widoku.
Cichy wyjął swojego glocka i wbił w drewno.
-To co jutro o tej godzinie będziemy już w domu?- Zapytałem.
- No muszę przyciąć żywopłot bo siostra mi zrzędzi już od paru tygodni.
Nagle patrząc za Cichego zauważyłem dziwną postać idącą na drodze.
-Kontakt.- Powiedziałem cicho.
Oboje natychmiastowo odbezpieczyliśmy beryle. Cichy zajął pozycję leżącą przy ściętym drzewie, a ja obok klęczącą.
-Kurw… to obfor? – Zapytałem.
- A kto inny by chodził po lesie o pierwszej w nocy?
-W sumie mamy tutaj dziesięć kilometrów do najbliższych zabudowań.
Uwagę Cichego przykuła jeden fakt.
-Ty, widzę jedną osobę tylko. Coś niesie na plecach.- Powiedział lekko przestraszony.
-Tak jakby gałęzie?
Osoba, którą zauważyliśmy była już dwieście metrów przed nami w dodatku nagle zaczęła przyspieszać i kierowała się dokładnie w naszą stronę.
-Kurw… nikogo nie widzę poza nim, przecież sam by nie szedł. – Odparłem.
-Kumplu wydaje mi się że to kobieta.
Gdy osoba zbliżyła się do nas na pięćdziesiąt metrów zbladliśmy, okazało się że to kobieta w podeszłym wieku. Zabezpieczyliśmy karabiny, wstaliśmy i w tym momencie kobieta podbiegła do nas.
Zadyszana zapytała: Chłopcy, gdzie idziecie?
-Tam.- Odparłem blady i wystraszony na śmierć.
-Aha.- Odpowiedziała i poszła z gałęziami zawiniętymi w szmatę dalej.
-Kurw… co to było kumplu?- Zapytałem Cichego.
- Nie wiem, ale prawie się zesr… od razu przypomniały mi się straszne historię, które opowiadała mi babcia.
-No wyglądała jak Baba Jaga.
-Nigdy w życiu się tak nie wystraszyłem.
-Gdzie ona idzie z tymi gałęziami o tej porze?- Zapytał Cichy.
-Nie wiem, ale dobrze że to są tylko ćwiczenia, bo normalnie to ze strachy bym do niej strzelał zanim by podeszła.


Była to jedna z najdziwniejszych przygód jakie spotkały mnie na szkoleniu. Do dzisiaj zastanawiamy się kim była ta starsza Pani, która tak nastraszyła mnie i Cichego.
Awatar użytkownika
Parthagas
Posty: 786
Rejestracja: 28 sie 2007, 08:46
Lokalizacja: Mława
Tytuł użytkownika: kumpel staffików
Płeć:

Post autor: Parthagas »

Ciekawa historia!
"Mężczyzna musi mieć nałogi, najlepiej wyszukane, w przeciwnym wypadku nie ma się z czego wyzwalać."
http://prymitywnetechnikiprzetrwania.blogspot.com/
jahman
Posty: 6
Rejestracja: 25 gru 2010, 11:25
Lokalizacja: Krosno
Tytuł użytkownika: jahman
Płeć:

Post autor: jahman »

Rozpoznawali teren metodą kanadyjską
- możesz to rozwinąć ??
Awatar użytkownika
Luk
Posty: 0
Rejestracja: 20 kwie 2016, 11:57
Lokalizacja: Lublin
Płeć:

Post autor: Luk »

jahman, Rozpoznanie terenu pod bazę patrolową metodą kanadyjską wygląda tak:
Co najmniej dwie sekcję prowadzi rozpoznanie terenu pod bazę oraz co najmniej czterech ubezpiecza ich w punkcie z którego zaczęli rozpoznanie.
Sekcję rozpoznania najpierw rozpoznaje teren wokół miejsca metodą pudełkową (po konturach), a gdy to już zrobią zaczynają zygzakować po terenie baz od najdalej wysuniętego jej punktu idąc w stronę drużyny.

Tak to wygląda w naszym wykonaniu. Jednak książkowa metoda rozpoznania kanadyjskiego mówi, że na rozpoznanie idzie dowódca, nawigator oraz sześciu żołnierzy wsparcia.

Po rozpoznaniu wraca się do reszty pododdziału.
jahman
Posty: 6
Rejestracja: 25 gru 2010, 11:25
Lokalizacja: Krosno
Tytuł użytkownika: jahman
Płeć:

Post autor: jahman »

dzięki za wyjaśnienie
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowieści ukryte w szumie drzew”