Mazury 02-08.07.2016

...kącik wodników-szuwarków

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Zirkau
Posty: 1972
Rejestracja: 29 maja 2010, 09:38
Lokalizacja: Zirkau
Płeć:

Mazury 02-08.07.2016

Post autor: Zirkau »

Niedawno, miałem okazję brać udział w wspaniałej wyprawie zorganizowanej przez Marshalla. Cóż, człowiek ten, jak wiadomo ..... jest instytucją :D

Sama droga, zajęła mi ponad 7h. W drodze, koło Olsztyna w "restauracji" której nazwy nie wymienię - kupiliśmy zupę pomidorową o smaku... grzybów :razzzz: Więcej tam nie zajadę. Mój krytyk kulinarny - Karola, jednoznacznie się wyraził co sądzi o tej zupie. Do samych Sorkwit zajechaliśmy około godz. 17.
Obrazek

Tylko gdzie jest ta przystań? Dwa razy objechaliśmy Sorkwity, ostatecznie postanowiłem pojechać, jak zwykle na "czuja". I viola - trafiamy. Dobra, zakaz wjazdu, więc zostawiam samochód przed bramą ośrodka. Wchodzę, na teren z Karolą i idę w poszukiwaniu znajomych gęb, łódek czy innego punktu rozpoznawczego. Długo nie szukałem. Na trampolinie Alex i Kudłaty a potem już prościutko na miejsce biwakowe.
Pierwsze zaskoczenie - Adam śpi, same obce gęby. Trudno, będzie trzeba się przyzwyczaić. Namiot rozbijam o 19. Gdy już obudziłem Adama, poszliśmy wykupić zezwolenie na połów ryb. Szczerze mówiąc, kolejny raz, patrząc na jakość wód na Mazurach i wielkość ryb - opłat nie powinno być. Smutna prawda - jeziora te są przełowione, brak drapieźnika i mocno zanieczyszczone - nie raz czuć było także sinice.
W związku z tym, że jeszcze dobrze nie wiemy kto jest kto, Karola poznała koleżankę. Wygadana, odważna i ciekawska dziewczynka od "królików".
Obrazek

Patrząc na łódki i tablice rejestracyjne, kojarzę kilka osób, część, z tablicą "JESTEM Z PYRLANDII" i zieloną łódką na dachu. wzbudza ciekawość. Wszak, to "moje" tereny. Czyżby sąsiad? Ale nie ma czasu długo się zastanawiać, w końcu cały czas coś się dzieje. Zdecydowaliśmy się udzielić krótkiej lekcji pływania na canoe, kilku nowym.
No i z kim przyszło mi płynąć? Gośka czy Kaśka? Do dziś mam z tym problem. Chyba jednak Gośka. Jak patrzysz na nią - techniki wykonuje poprawnie, ale odwróć wzrok i już się gubi :D. Ale co tam, to Ona będzie płynąć, więc będzie musiała sobie dać radę. Trening, trening- bo podstawy ma. Wrażenia z pływania okazały się duże, bo pod koszulką coś się uniosło i ... a co tam będę pisał. Pasek po prostu puścił :D. Chwilę później, pływałem z Jackiem. Nadgarstek miał sztywniejszy niż Gośka, ale łódką pewniej kierował. A długo nie trzeba było czekać, zrobiliśmy pokaz ratownictwa i opróżniania canoe z wody z dala od brzegu, przy pomocy drugiego canoe. Woda ciepła, więc ogólnie zabawa. Już dało się poczuć nadciągający spokój i brak pośpiechu wszelakiego. Po tym wszystkim czas na kolację i spanie. Ale oczekiwaliśmy jeszcze dwoje ludzi. Późną nocą, zgodnie z oczekiwaniami pojawia się jeszcze Łukasz oraz Marta.

3.07.
Pobudka w deszczu. Gdy przystępujemy do śniadania, okazuje się że Łukasza i Marty nie ma.
Obrazek
Ha, lało całą noc i leje rano. A z ich namiotu zrobił się basen. Pojechali więc w poszukiwaniu nowego schronienia.
Obrazek
Obrazek
Korzystając z ich wyjazdu, zamówiłem kalosze dla mojej Karoli. Najważniejsze, że nie różowe :D.
Na śniadaniu, niektórzy próbowali zupę ze słoika:
Obrazek
Hm, roznoszący się kwaśny zapach nie wróżył nic dobrego. Sikor, choć twardy, uległ jednak ostrzeżeniom, że to pierwszy przecież dzień i szkoda by zrobił się ostatni.
O godz. 9 pojechaliśmy odprowadzić samochody na parking As-Tour, w Krutyni, gdzie będzie nasza meta. Plan niepewny. Uznaliśmy że chyba zostajemy, bo pada. Na szczęście o 14 wyszło słońce, toteż obraliśmy kurs na wodę, kierunek Owcza Wyspa. Po spłynięciu z j. Lampackiego, płytką strugą przebijaliśmy się na kolejny akwen.
Obrazek
Na samą wyspę dostaliśmy się późno, bo koło godziny 19
Obrazek
Gościu, zbierający kasę na biwakowanie, nie kazał nam długo na siebie czekać. Pojawił się natychmiast. Wyspa, nie była jakaś rewelacyjna. Straszliwie zarośnięta krzewami, że tak naprawdę, prawie połowa jej powierzchni jest niedostępna. A i samego suchego drewna brak. Może być dobrym miejscem w okresie silnych wiatrów, bo stanowi dobre osłonięcie. Niestety to też powoduje, że brak przewiewu nie pozwala na szybkie schnięcie.
Wypogodziło się zupełnie dopiero po zachodzie słońca. Z uwagi na opłaty i nieszczególna lokalizację, za namową Darka, postanawiamy jednak płynąć następnego dnia na inną bardzo fajną miejscówkę. Zdania są podzielone, brak zaufania, czy tan nowa miejscówka będzie dużo lepsza.
4.07
Pogoda piękna
Obrazek
toteż dość leniwie się zbieramy do wypłynięcia
Obrazek
Około godz. 10 w końcu wyruszamy. Cześć osób poszło na zawietrzna osób, druga grupa na nawietrzną. Ci co wybrali nawietrzną część wyspy, większą część drogi byli na zawietrznej brzegu jeziora. Ja sam znalazłem się po przeciwnej stronie. By przebić się przez jezioro, toczyliśmy nierówną walkę z wiatrem, który próbował zmieniać nasz kierunek płynięcia. Aż wreszcie jest, ciek wodny:
Obrazek
Tutaj czas i droga szybko mija, aż do kolejnego jeziora. Stąd już widać z daleka, nasz cel. Z początku mało wyraźny i nieciekawy. Ale im bliżej byliśmy, tym lepiej się prezentował. Jako że byłem tym razem w szpicy, jako jedni z pierwszych wylądowaliśmy na tej wyspie. Pierwsze wrażenie: o ktoś tu już jest i... ale wieje. Długo nie czekaliśmy na pojawienie się pozostałych:
Obrazek
Na wyspie spotkaliśmy panią z warszawy. Próbowała nas namówić na zmianę wyspy, bo przecież tak będzie lepiej. Jednakże nie mieliśmy siły ani chęci szukać nowej miejscówki. Sama wyspa fajna. Niemal zero krzaków, duży teren, toteż dość swobodnie rozbijamy namioty wg własnego uznania.
Patrząc, jak pani i jej "mężczyźni" gromadzą wszelkki opał na ognisko, uznaliśmy, że damy im spokój. Namówiłem Łukasza i Filipa i popłynęliśmy po własne drewno na brzeg jeziora. Długo nie trzeba było szukać - suszka do pocięcia i zebrano trochę drobniejszego. W tym poległa moja piłka Fiskarsa - nic nowego. Jak zawsze, łatwo się gną i szybko pękają. Ich zaleta - ładnie tną. Co się dało zauważyć - to dużo jagód (borówek wg Łukasza :D ).
5.07
Ranek piękny, słodka laba.
Obrazek
Obrazek
Namówiłem Karolę na zbieranie jagód. Z nami popłynęła również Marta oraz Iza z Parthagasem i Igą.
Obrazek
Obrazek
Nazbieraliśmy ponad pół menażki jagód. Deser jagodowy doskonały. Z niebieskim podniebieniem mogliśmy oddać się dalszemu błogiemu leżakowaniu.
Oczywiście, pogoda ładna, można leżeć, ale też niektórych już nosiło by coś w końcu robić coś twórczego:
Obrazek
Obrazek
Praca społecznie oczekiwana, toteż nikt mu nie przeszkadzał :D
Dzieciaki robiły co chciały w ten dzień: czy zabawa w piasku:
Obrazek
czy gra w karty
Obrazek
Cała reszta korzystała z sposób miej aktywny:
Obrazek
Obrazek

Drewno, przydało się na wieczorne ognisko:
Obrazek
Cały dzień spokoju, powodował, że w pora nocna nie przeszkadzała nikomu
Obrazek

Co można było zauważyć, całe towarzystwo, gdy stwierdziło, że komuś sok wiśniowy sfermentował to kolektywnie pomogli mu to wypić. Nie ukrywam, że fermentacja była udana :D
Cały piękny dzień, chyba najpiękniejszy dzień całego spływu. Ani gorąco, ani zimno, ale sucho, leniwie, spokojnie i za darmo. Tak spędzilimy dwie noce, poczym postanowiliśmy popłynąć dalej.
6.07
Silny wiatr powodował, że z mniejszym żalem opuściliśmy tą wspaniałą wyspę. Dopływając do Spychowa, płynęliśmy strasznie mulistym jeziorem -15 cm wody i 3m mułu zdawało się cały czas nam towarzyszyć.
Obrazek
W samym Spychowie, zaś spotkała nas największa ulewa. W ostatniej chwili zdążyliśmy schować się pod dachem, zostawiając nasze łódki na pastwę żywiołu.
Obrazek
Korzystając z przerwy, ruszyliśmy w poszukiwaniu brakującego prowiantu. Przy okazji skorzystaliśmy z oferty mijescowej restauracji.
Obrazek
Mój krytyk kulinarny, był niezwykle zadowolony z podanej zupy pomidorowej. Cała reszta towarzystwa również zachwalała potrawy. Doskonaly byl między innymi placek mazurski (po naszemu to zawijany plyndz z gulaszem) który osobiście próbowałem. No i świeże piwo z browaru Kormoran jako uzupełnienie minerałów.
W samym Spychowie odbywało się święto dłubanki:
Obrazek
Szkoda, że nie mogliśmy zostać dłużej. Ciekaw jestem wrażeń z pływania czymś takim. Na ile takie czułno jest stabilne, pojemne i zwrotne.
Ruszyliśmy na kolejne miejsce noclegowe.
Obrazek
Duża fala i silny wiatr to główne przeszkody na jeziorze. Znaleźliśmy jak na takie warunki dobre miejsce do nocowania. Nie było doskonałe. Noc wilgotna, więc bez żalu ruszaliśmy w dalszą drogę. O tym, że każdy chciał wypłynąć, świadczy między innymi to, że Marshall musiał wszystko sam pakować i był ostatnim kto jeszcze tego dnia namiotu nie zwinął:
Obrazek
7.07
Gdy już płynęliśmy, co chwila gonił nas silny deszcz za deszczem:
Obrazek
W takich warunkach zaliczyliśmy przystań PTTK w m. Zgon.
Obrazek
8.08
Tak, ten budynek, wzbudził wiele silnych wspomnień- klasyka gatunku. Postanowiłem, że skorzystam z sali tego obiektu i tu rozbiję obóz, bez rozkładania namiotu. To był ogromny bład. Z samego rano prawda okazała się okrutna. Gdy wszyscy w miarę mieli ciepło, to w budynku straszliwy ziąb trzymał długo. Ponadto, w nocy Karola została straszliwie pokąsana przez ...komary, pluskwy? Nikogo innego tak dotkliwie nie pogryzł, a przecież nie spaliśmy tam sami. Jacek z Gośką i dzieciakami też w tej sali byli. I nikt nie odniósł takich ran.
O ile w Spychowie straciliśmy Izę i Parthagasa oraz Cziko to w Zgonie dołączyły do nas nowe osoby:
Obrazek

Kolejny nocleg, był już na jeziorze Mokre. Wysłaliśmy zwiad w poszukiwaniu lepszego miejsca noclegowego. Emeryta i inwalidę.W przypadku gdyby nie wrócili, to najmniejsza strata :D Oczywiście w momencie ich typowania, zachwalane było doświadczenie zawodowe tychże :D Nic lepszego nie znaleźlismy. Oczekując na ich powrót:
Obrazek.
Pole namiotowe okazało się dość przyjazne. Szczególne umiejętności i zaskoczenie co w różowym canoe można zmieścić i co z tego zrobić, zaprezentowała Różowa:
Obrazek
Doskonała zupa grochowa:
Obrazek
Najedzeni, wypoczęci leżakowali wszyscy, poczynając od:
Obrazek
po samego komandora:
Obrazek
Stwierdzono jednak braki w zaopatrzeniu. Odleglość wodna, drogowa zbliżona do najbliższej miejscowości około 5km. Biorąc pod uwagę, wielkość zbiorczego zamówienia, uznano konieczność wysłania ekspedycji drogą wodną. 3 ochotników (potem się wydało dlaczego) zgodziło się dokonać tego wysiłku:
Obrazek
Oczekiwaliśmy ich dość niecierpliwie. A Oni jak się okazało skorzystali z okazji i nie dowieźli całości zakupów nietkniętych. Jak sami przyznali, skosztowali części już tam na miejscu :D.
Różowa Dziewczynka, znów stanęła na wysokości zadania i nocą do soków Soplicy dodała wspaniałe, świeże i a jakże, robione też na ognisku GOFRY!.
9.07
Smutna rzeczywistość do nas dociera. Mamy wejść na łódki i zakończyć spływ:
Obrazek
To zdjęcie w całości i doskonale oddaje nasz nastrój tego ranka. Nawet Marshalla kawa nie smakowała już tak słodko (no chyba że cukier sie mu skończył :D )
Ostatni odcinek, w ładnej pogodzie i wspaniałym otoczeniu tylko drażnił nasze zmysły:
Obrazek

To o czym nie wspomniałem, ale na takich wyprawach towarzyszy również muzyka, dźwięki, których tutaj nie da się odtworzyć (z różnych względów, w tym mając na względzie własne zdrowie, nie będę odtwarzał nagrań), ale przytoczę słowa: "Mamo, tato, jestem w pralce z dżemem". I do tego aromat kawy.

Po tym spływie na kolejny rok oczekiwania od Gwiazdora, św. Mikołaja, Zająca itp:
- tarp 4x3
- hamak
- nowa łódka
- perkolator do kawy
- nowy namiot
- beczki transportowe
- wózek do canoe.
- Kociołek Zebra 14
- czasu wolnego a płatnego :D
- spodnie wodoszczelne

W przyszłym roku, mam nadzieję, że powtórzę to w Waszym towarzystwie.
kermitttt
Posty: 338
Rejestracja: 09 sty 2011, 19:44
Lokalizacja: lubuskie
Płeć:

Post autor: kermitttt »

Fajny wypad i fajny opis.
ODPOWIEDZ