Wyjazd polarny

Relacje, zaproszenia i pomysły na ...

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Rzez
Posty: 667
Rejestracja: 03 mar 2008, 23:16
Lokalizacja: Mölndal
Gadu Gadu: 2437677
Tytuł użytkownika: F&L
Płeć:
Kontakt:

Wyjazd polarny

Post autor: Rzez »

1. Kto?
Ja ;)

2. Kiedy?
24 lutego-11 marca

3. Gdzie?
Szwecja. Wstępna trasa: Narvikfjellet (Riksgränsen)-->Nikkaluokta. W przypadku lepszego tempa --> przejscie przez Park Narodowy Stora Sjöfallet.

4. Jak?
Na w miarę lekko :) Narty, pulki, spanie pod namiotem (jedna-dwie nocki w chatce). Wyjazd ma mieć charakter zapoznawczy i treningowy, dlatego część rzeczy zabieram w celu sprawdzenia jak nadają sie na warunki polarne.

Wrzucam wersję wstępną listy zabieranego sprzętu. Jeżeli macie jakiekolwiek komentarze i propozycje zmian - chętnie podyskutuję.

Dodatkowo myślę obecnie nad składem jedzenia - celem jest uzyskanie porcji ważącej 1 kg i mającej co najmniej 5000 kcal. Nie zwracajcie uwagi na kartę "jedzenie" - na razie jest do opracowania.

Problemem jest dobranie odpowiedniego tłuszczu. Z oliwą jest ten problem, że zmienia stan skupienia z płynnego na stały przy przechodzeniu z temp. pokojowej na temperatury ujemne (wymaga to zapakowania w szczelny pojemnik na czas transportu samolotem). Pozostałe opcje to smalec ze skwarkami/masło/inny olej roślinny.
Ostatnio zmieniony 22 sty 2011, 11:50 przez Rzez, łącznie zmieniany 1 raz.
,,I don't know what's wrong with me, but I love this shit.''
Awatar użytkownika
Dąb
Posty: 1062
Rejestracja: 08 lut 2008, 19:47
Lokalizacja: Gorzów
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Dąb »

Ja bym celował w smalec z mięsem i masło. Wypróbowane u nas w lasach w zimie. Płatki owsiane i mleko +masło, nawet smakują. Do tego kasza ostro zaprawiona smalcem, nie jest może szczytem kulinarnej rozkoszy, ale da radę zjeść. Ja dodawałem smalcu w proporcji 1:1 plus pół sosu.
https://www.instagram.com/whittling_bushcraft/

Cała tajemnica wiedzy puszczańskiej, tkwi tylko i wyłącznie w chęci jej zdobycia. Nie są potrzebne do tego niezmierzone odmęty pierwotnej puszczy. Nie jest potrzebny super sprzęt czy ubranie rodem z kosmicznych technologi. Wystarczy chcieć, oglądać, czytać i próbować. Nie zrażać się niepowodzeniami. Proste - ale to cała tajemnica. Szkoda, że większość adeptów leśnej ścieżki nie potrafi tego zrozumieć...

"Płyń pod prąd - z prądem płyną tylko śmieci "
Walker95
Posty: 52
Rejestracja: 09 paź 2009, 15:01
Lokalizacja: Poland
Płeć:

Post autor: Walker95 »

Absolutnie zgadzam się z Dębem co do smalcu. Nie miałem jeszcze przyjemności polarować na północy, ale wiem, jak się to sprawdza w naszej polskiej zimie w górach.

Dorzuciłbym suchary z otrębami pszennymi, ale to już mój fetysz.

Nie wiem, czy wziąłeś pod uwagę rakiety śnieżne? (nie widzę ich na liście)
Zasadniczo ułatwiają marsz, jeżeli masz do czynienia z wysokim, sypkim śniegiem.
Awatar użytkownika
puchalsw
Posty: 1742
Rejestracja: 07 lis 2009, 13:36
Lokalizacja: Zielona Białołęka
Tytuł użytkownika: Skandynawski Oprawca
Płeć:

Post autor: puchalsw »

Walker95 pisze:Nie wiem, czy wziąłeś pod uwagę rakiety śnieżne? (nie widzę ich na liście)
Czytaj ze zrozumieniem:
Rzez pisze:Narty, pulki
Rzez'iu, przygotowuję się teraz do krótkiego wypadu z chłopakami do P. Romnickiej i eksperymentuje ze smalcem.
Przy okazji powstało parę słoiczków domowego wytopu. Co zaobserwowałem:
- poniżej 0C smalec staje się diablo twardy i trudny do rozsmarowania. Dodanie pokrojonego jabłka (na około 0.5kg wytopu) powoduje że masa łatwiej się smaruje na pieczywie. Patent z jabłkiem; copyrights by Grzymek
- sam smalec nawet jak zmieszany z cebulą, jest dość monotonny w smaku. Jeśli zmieszany z wędzonym boczkiem pokrojonym w kostkę, staje się naprawdę bardzo smaczny. Oddzielnie wytapiam smalec i boczek. Później boczek zalewam smalcem, ale bez słoninowych skwarków.
- obecny wytop wlałem do słoików, ale to szkło, które jest kruche i ciężkie. Następną produkcję będę wylewał na płaską formę wyłożoną papierem do wypieków, i po zastygnięciu kroił w kostkę i zawijał jak świstaki czekoladę w sreberka.

Pracuję tez nad przepisem na własny chleb. Potrafię już piec taki zwykły, ale moim celem jest chleb nasączony oliwą. W ten sposób można przemycić dodatkowe kalorie w jednej kromce. Jak dotąd ciasto mi nie wyrastało i było zakalcowate.

Patent z jedzeniem smalcu przed biwakowaniem na mrozie sprzeda mi Slaq. Faktycznie, jak się nafutrowałem "wytopu" przed snem, to w nocy odczuwałem lepszy komfort cieplny niż po zjedzeniu zwykłego posiłku.
F..k it, I'll Do It Myself!
Awatar użytkownika
slaq
Posty: 675
Rejestracja: 20 wrz 2007, 08:39
Lokalizacja: Warszawa
Płeć:

Post autor: slaq »

Podczas rozkładu tłuszczu zwierzęcego powstaje dużo ciepła, ale przy sporym udziale
wody - trza pić więcej niźli nam się chce.
Tak to u siebie zaobserwowałem. Innym, energii doda czekolada - mnie zjedzenie tabliczki, zwyczajnie zamuli.

Ja bym zabrał spory pas wędzonej słoniny, dobrze doprawionej solą i papryką ostrą. Jakieś smalczyk i orzeszki - pistacje, celem zabicia monotonii tłuszczowej w smaku 8-)
Ostatnio zmieniony 22 sty 2011, 18:23 przez slaq, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
thrackan
Posty: 911
Rejestracja: 16 cze 2009, 03:38
Lokalizacja: Warszawa
Gadu Gadu: 2123627
Tytuł użytkownika: Manufaktura strużyn
Płeć:
Kontakt:

Post autor: thrackan »

- sam smalec nawet jak zmieszany z cebulą, jest dość monotonny w smaku. Jeśli zmieszany z wędzonym boczkiem pokrojonym w kostkę, staje się naprawdę bardzo smaczny. Oddzielnie wytapiam smalec i boczek. Później boczek zalewam smalcem, ale bez słoninowych skwarków.
U mnie w rodzinie jest jeszcze jeden patent na urozmaicenie - dodanie do wytopionego smalcu granulatu sojowego podsmażanego z cebulką. Naprawdę dobre. Tylko znika w zastraszającym tempie. ;-)
Awatar użytkownika
Młody
Posty: 894
Rejestracja: 01 sty 2009, 19:19
Lokalizacja: Tychy
Gadu Gadu: 9281692
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Młody »

Pany...Sało brać...sało :mrgreen:
Forum to nie agencja towarzyska-NIE DOGODZIMY KAŻDEMU !

Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
Awatar użytkownika
Rzez
Posty: 667
Rejestracja: 03 mar 2008, 23:16
Lokalizacja: Mölndal
Gadu Gadu: 2437677
Tytuł użytkownika: F&L
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Rzez »

Okej, a jakieś doświadczenia z jedzeniem smalcu przez 12 dni rano i wieczor na wyjeździe?

O twardości smalcu przy niskich temp wiem. Myślałem o wersji ze skwareczkami.

Sławek - ogółnie kazdy olej spowoduje, ze jest cieplej i mile zamuli do snu :)

Walker95 - tak jak napisał puchalsw. Do tego raczej będzie sporo wywianego śniegu. Suchary - jakiś konkretny typ? Chętnie kupiłbym 7Oceans, ale nie ma nigdzie do dostania.
,,I don't know what's wrong with me, but I love this shit.''
Awatar użytkownika
slaq
Posty: 675
Rejestracja: 20 wrz 2007, 08:39
Lokalizacja: Warszawa
Płeć:

Post autor: slaq »

Rzez pisze:kazdy olej spowoduje, ze jest cieplej
Pewnie tak, ale nie mam doświadczeń z robieniem żarcia i testowania go w terenie np. na bazie oleju z kokosów czy też z pestek winogron.

Ostatnio dostałem info o promocji oleju konopnego.
Takie cuda to Baśka kupuje - do domu. Smażę czasem na nich jaja i smak jakoś mnie irytuje, zatem jakieś batony na ich bazie pewnikiem też mi nie podejdą.

Temat roślinnych tłuszczy - nie wiem , nie znam się, nie orientuje 8-)

Smalczyk przez 12 dni hmm.. trochu może się przejeść :-P

Można by pomyśleć o przygotowaniu konserw na bazie żeberek. Smażone żeberka (tłuste) dobrze przyprawić i do słoja wraz z tłuszczem z nich wytopionym. Później jakieś gotowanie i masz konserwę "dość" pożywną. Trza by tylko pomyśleć w czym to przewieźć, wszak słoje ważą 8-)

Miałem sobie takowe żeberka zrobić do Rominckiej.
Zrobię zatem ot tak za parę dni i dam znać.
Awatar użytkownika
Dragonfly
Posty: 313
Rejestracja: 06 wrz 2010, 20:53
Lokalizacja: Mazowsze
Tytuł użytkownika: Sceptyk
Płeć:

Post autor: Dragonfly »

Osobiście - i m. in. w tym celu kupiłem szybkowar - na mróz robię sobie konserwę do smarowania chlebka:

0,5 kg surowego boczku
0,5 kg łopatki (bez kości)
0.5 kg słoniny
3 liście laurowe
3 ziela angielskie
1 łyżka wegety
1 szklanka wody
1 cebula
2 ząbki czosnku
sól pieprz do smaku
Mięsko i boczek kroimy w cienkie plastry. Dodajemy szklankę wody, przyprawy i gotujemy 1.5 h w szybkowarze. W czasie gotowania mięsa topimy słoninę. Po ustalonym czasie otwieramy garnek, wrzucamy cebulę, czosnek w całości dodajemy stopioną słoninkę, solimy i pieprzymy.
Zamykamy szybkowar i gotujemy jeszcze 15 min. Gotowe...
Ja wyjmuję cebulę i czosnek. Jest to ostatni moment, żeby ostatecznie doprawić - dosolić, dodać pieprzu, ziół. Osobiście baaardzo bym z tym uważał - na polarne wyprawy zdecydowanie bezpieczniej jest niedoprawić, niż przesadzić, bowiem samo trawienie tłuszczu wymaga sporej ilości picia, a tłuszczu dobrze, po domowemu, przyprawionego - powoduje niemal nieustające pragnienie.
Gotową konserwę przestudzić (ale nie ostudzić), przełożyć do naczynia transportowego i zostawić do wystygnięcia. Należy przy tym uważać, żeby mięso nie porozpadało się na drobne.
Tam, skąd przepis ten pochodzi - z amerykańskich Apallachów - myśliwi i traperzy, po schłodzeniu produktu, starannie usuwają powstałą galaretę, zostawiając tylko tłuszcz i mięso. Ja galaretkę wprost uwielbiam.
Jeżeli chodzi o właściwości - przy ok. - 15 jeszcze da się smarować na odmrożonym chlebie (chociaż ja chleba nie zabieram - kłopot, bo zamarza). Nosiłem i jadłem przez trzy tygodnie od przyrządzenia. Żadnych śladów psucia, czy zmiany smaku, z tym, że temperatura raczej nie przekraczała 5 gradusów, a zasadniczo bywała o wiele niższa. Jeżeli robię konserwę, staram się ją dzielić i pakować małymi porcjami, tak na dwie łyżeczki od herbaty.
Tę konserwę można zrobić pewnie i w zwykłym garze ale nie wiem jak długo by się to wszystko musiało gotować i czy efekt końcowy byłby zadowalający.

Inny patent, to placki w rodzaju pita - przyrządzane z mąki tortowej, pół na pół ze smalcem, z odrobiną wody, soli i pieczone na blasze w piekarniku. Dobrze zrobione nie zamarzają w ogóle, aczkolwiek twarde na mrozie, robią się miękkie w ustach. Równie dobrze, dysponując tłuszczem i mąką, można upiec je na kiju, nad ogniskiem. Z tym, że mąka raczej do kanonu UL nie należy. :-)

Ponieważ nie chce mi się powtarzać tego - łatwiej będzie któremuś z modów przenieść, czy umieścić tego komcia w bardziej adekwatnym miejscu... O ile uzna, że warto. :-)
Odszedł Jon Lord, jeden z największych herosów rocka, mistrz organów Hammonda. Ku pamięci - http://tinyurl.com/yzbkwyk
Mistyk wystygł, wynik - cynik...
Awatar użytkownika
Prowler
Posty: 782
Rejestracja: 28 wrz 2009, 18:38
Lokalizacja: Białystok
Tytuł użytkownika: motórzysta
Płeć:

Post autor: Prowler »

czasem kupuje sobie słoninę mieloną z dodatkami przeróżnymi, smaczne i kaloryczne mógłbym jeść bez przerwy :) (w sklepie "U rzeźnika" jest piękne ok 5 zł za 250g )
Ostatnio zmieniony 23 sty 2011, 11:50 przez Prowler, łącznie zmieniany 1 raz.
Podobno grzeczni chłopcy idą do nieba, a niegrzeczni idą ... tam gdzie chcą
"boga nie ma jest motór"
kanał yt https://www.youtube.com/user/83Prowler/ ... shelf_id=0
Awatar użytkownika
Dragonfly
Posty: 313
Rejestracja: 06 wrz 2010, 20:53
Lokalizacja: Mazowsze
Tytuł użytkownika: Sceptyk
Płeć:

Post autor: Dragonfly »

Slaq - eeee tam, w słoiki. Świetny do porcjowania jest papier do pieczenia, albo grubsza folia aluminiowa, a potem wszystkie porcje do sztywnego, plastikowego pojemnika. Oczywiście - "na wynos"... Bo do domu, pewnie, w słoiki najlepiej. :-)
Odszedł Jon Lord, jeden z największych herosów rocka, mistrz organów Hammonda. Ku pamięci - http://tinyurl.com/yzbkwyk
Mistyk wystygł, wynik - cynik...
Awatar użytkownika
slaq
Posty: 675
Rejestracja: 20 wrz 2007, 08:39
Lokalizacja: Warszawa
Płeć:

Post autor: slaq »

Ponoć trzeba gotowanie powtórzyć dnia następnego - jeśli chce się mieć taką konserwę dłużej świeżą.

Nawet do pół roku rzekomo ma być świeżutka i pachnąca :-P

Czas jednego 30 minutowego gotowania - jeśli chcemy zjeść konserwę w przeciągu 3 tygodni - tak mam we swym źródle podane 8-)

Nie robiłem jednak tych konserw, więc nie mogę nic więcej powiedzieć 8-)

No dlatego mówię, jakiś zamiennik słoja w podróż trza by aby ;-)
Awatar użytkownika
Dragonfly
Posty: 313
Rejestracja: 06 wrz 2010, 20:53
Lokalizacja: Mazowsze
Tytuł użytkownika: Sceptyk
Płeć:

Post autor: Dragonfly »

Rzez - mam małe doświadczenie z nartami, ale skądinąd wiem, że jeżeli narty, to pulki z miękką uprzężą, na linkach, bez dyszla. Być może jednak się mylę - spróbuj sam poszukać opinii... A nuż trafisz na coś ciekawego ?
A po co Ci termos na żarcie ? I ta butelka pet ? Ja - to moje osobiste doświadczenie - wybrałbym raczej termos na ciepłe picie. A jeżeli już pojemnik na wodę - to ani kruchego, w sumie, peta, ani "kultowej" Nalgenki, ale zwykły jeden, czy dwa bidony rowerowe. Tanie, z szeroką szyjką, elastyczne, więc jeżeli woda zamarznie, nie ulegają zniszczeniu...
Po co Ci plecak, jak masz zamiar ciągnąć pulki ? Nie wystarczą torby ?
Osobiście namiot w zimowe, subarktyczne warunki wziąłem raz i była to pomyłka. Z tym, że mówię o warunkach naprawdę zimowych, kiedy na pewno nie spadnie deszcz.
Dla mnie nie tyle jest to kwestia ciężaru, ale głównie nakładu czasu i sił na rozkładanie i składanie - z usuwaniem śniegu, lodu z pary itd, itp... To samo mógłbym powiedzieć o wybranej przez Ciebie kuchence - nie lepiej jakąś zintegrowaną ? Moim zdaniem: im mniej bezsensownej roboty i kręcenia się za wszystkim, tym lepiej. Przykręcanie tych wężyków to piekna zabawa i daje mnóstwo satysfakcji. Ale nie zimą, wieczorem, kiedy jesteś głodny, zziębniety i niewiele co już możesz w palcach utrzymać. Dawno już całkowicie zdałem się na kuchenki z przebijanym kartuszem (latem), bo nie muszę niczego montować ani rozmontowywać - wyjmuję i odpalam. Tanie, sprawne i wygodne. Osobiście zimą używam Szmiela - bezkonkurencyjny pod względem niezawodności i prostoty (jeżeli rozumie się zasadę działania). Trochę waży, fakt, ale mam poczucie bezpieczeństwa - wiem, to subiektywne wrażenie lecz napatrzyłem się już na bezsilnych ludzi z pozatykanymi Colemanami czy Primusami. O MSR nawet nie wspominając.

Z rzeczy ważnych, które wynikają z pewnego mojego doświadczenia:
Można bawić się w krzesiwo, ja jednak bez kilku paczek dobrych i dobrze zabezpieczonych zapałek bym się nie ruszył. Wiązka z kilku zapałek zapala skutecznie wszystko, na każdym mrozie i niemal w każdych warunkach - jest bezkonkurencyjna pod względem skuteczności, szybkości i prostoty użycia.
Mam nieodparte wrażenie, że Twój bilans wodny jest mocno niedoszacowany. Ująłbym to jeszcze inaczej - wodno-paliwowy. Z mojego doświadczenia wynika, że zapotrzebowanie na wodę osyluje wokół co najmniej 2.5 l dziennie. Albo będziesz tę wodę skądś czerpał i niósł (wiózł - co lepsze) jeśli temp. utrzymywać będzie się powyżej 0, albo wytapiał. Wytapianie, to w najbardziej skrajnej sytuacji (mróz i wiatr) - 0.5 l benzyny na 1 l wody, lub jeszcze gorzej. Wbrew pozorom i obiegowym opiniom - wytapianie śniegu jest skrajnie mało sprawnym procesem. Co gorsza - im wyższej mocy kuchenka, tym więcej energii się marnuje a wcale nie idzie to szybciej.
Ponieważ GPS szalenie żre baterie, ja włączam go tylko sporadycznie, zasadniczo posługując się kompasem magnetycznym. Ale im bliżej koła podbiegunowego, tym większe zmyłki (deklinacja magnetyczna i inne takie) - zanim więc wyruszy się na szlak, trzeba troszeczkę popracować nad wiedzą, jak skorygować odchyłki konkretnego kompasu, którym się posługujemy. Wprawdzie Ty wędrować będziesz szlakiem, który raczej trudno zgubić, ale wiedza zawsze może się przydać.

No, późno już... Jak mi jeszcze przyjdzie coś do głowy - dopiszę jutro... :-)

[ Dodano: 2011-01-23, 00:32 ]
Slaq - wisz co ? Ja tam takiej konserwki - Twojej, czy mojej, bo istotnie się nie różnią - nie zamieniłbym na żaden gulasz... Nawet z kociołka.... :-) :-) :-)
Odszedł Jon Lord, jeden z największych herosów rocka, mistrz organów Hammonda. Ku pamięci - http://tinyurl.com/yzbkwyk
Mistyk wystygł, wynik - cynik...
adrian1006
Posty: 6
Rejestracja: 02 sty 2011, 17:50
Lokalizacja: opole lubelskie
Płeć:

Post autor: adrian1006 »

Ja powiem tak duuuużo tłuszczu zwierzęcego najlepiej jest korzystać z kuchni miejscowej choć czasem wydaje się niejadalna.Wiem jestem leniwy i niechce mi się samemu sprawdzić :-) Jaki teraz jest koszt takiego wypadu dawno na północy niebyłem żona puścić mnie niechce bo boi się że niewróce cóż jej obawy są słuszne :lol:
Awatar użytkownika
Rzez
Posty: 667
Rejestracja: 03 mar 2008, 23:16
Lokalizacja: Mölndal
Gadu Gadu: 2437677
Tytuł użytkownika: F&L
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Rzez »

Dragonfly pisze:Rzez - mam małe doświadczenie z nartami, ale skądinąd wiem, że jeżeli narty, to pulki z miękką uprzężą, na linkach, bez dyszla. Być może jednak się mylę - spróbuj sam poszukać opinii... A nuż trafisz na coś ciekawego ?
Dyszel - większa waga, kosztem o wiele lepszej stabilności oraz wygody ciągnięcia. To jest jeszcze do przemyślenia oczywiscie. Dyszla jeszcze nie mam, za to w przypadku używania linki i karaboli zestaw staje się idiotoodporny i prosty w naprawie.
Dragonfly pisze:A po co Ci termos na żarcie ? I ta butelka pet ? Ja - to moje osobiste doświadczenie - wybrałbym raczej termos na ciepłe picie. A jeżeli już pojemnik na wodę - to ani kruchego, w sumie, peta, ani "kultowej" Nalgenki, ale zwykły jeden, czy dwa bidony rowerowe. Tanie, z szeroką szyjką, elastyczne, więc jeżeli woda zamarznie, nie ulegają zniszczeniu...
Termos na żarcie - jedzenie z rana śniadania, przewożenie herbaty/napoju ciepłego w ciagu dnia/jedzenie kolacji. Przewaga nad zwykłym termosem - szeroki wlew. Zwykłe butelki - raczej woda w nich zamarznie po powiedzmy 6-8h przy temperaturze -20 st C.
Dragonfly pisze:Po co Ci plecak, jak masz zamiar ciągnąć pulki ? Nie wystarczą torby ?
Plecak biorę lekki - mają tam być głównie rzeczy, które chcę mieć pod ręką. Jeszcze rozpatrzę, czy nie wziąc zamiast Jama plecaka 20 litrowego. Chce w nim schować aparat, termos z napojem, trochę ciepłych ubrań. Wszystko wiadomo - wejdzie i tak w pulki. Znajomy polecał żeby część rzeczy mieć w plecaku, ponieważ jest to jednak wygodniejsze niż ciągnięcie pulek, ale jeszcze pomyślę.
Dragonfly pisze:Osobiście namiot w zimowe, subarktyczne warunki wziąłem raz i była to pomyłka. Z tym, że mówię o warunkach naprawdę zimowych, kiedy na pewno nie spadnie deszcz.
Dla mnie nie tyle jest to kwestia ciężaru, ale głównie nakładu czasu i sił na rozkładanie i składanie - z usuwaniem śniegu, lodu z pary itd, itp...
Rozkładanie mojej piramidki to chwila. Wiadomo, można kopać jamy etc. jednak jest to czasochłonne. Gdybym miał odpowiednie doświadczenie (jak np. Mike Clelland) to pewnie brałbym tylko szpadel, ale takiego doświadczenia nie posiadam. A namiot przyda się żeby troche odgrodzić swoje wypoczywanie od takich warunków ;) Co zatem proponujesz?
Dragonfly pisze:To samo mógłbym powiedzieć o wybranej przez Ciebie kuchence - nie lepiej jakąś zintegrowaną ? Moim zdaniem: im mniej bezsensownej roboty i kręcenia się za wszystkim, tym lepiej. Przykręcanie tych wężyków to piekna zabawa i daje mnóstwo satysfakcji. Ale nie zimą, wieczorem, kiedy jesteś głodny, zziębniety i niewiele co już możesz w palcach utrzymać. Dawno już całkowicie zdałem się na kuchenki z przebijanym kartuszem (latem), bo nie muszę niczego montować ani rozmontowywać - wyjmuję i odpalam. Tanie, sprawne i wygodne. Osobiście zimą używam Szmiela - bezkonkurencyjny pod względem niezawodności i prostoty (jeżeli rozumie się zasadę działania). Trochę waży, fakt, ale mam poczucie bezpieczeństwa - wiem, to subiektywne wrażenie lecz napatrzyłem się już na bezsilnych ludzi z pozatykanymi Colemanami czy Primusami. O MSR nawet nie wspominając.
Używałem już dosyć sporo tej spawareczki i dla mnie jest świetnym urządzeniem. Nic nie muszę łączyć - przewożę cały zestaw zlączony, jedynie wystarczy lekko dopompować, rozłozyć nóżki, postawić podstawkę aluminiową od spodu i po sprawie. Oprocz tego, sądzę, że przygotuje taki zestaw oparty o kawałek sklejki, gdzie wszystko jest od razu poprzyczepiane drutami - stary patent wypraw arktycznych i antarktycznych, ktory znalazłem w kilku relacjach.

Druga sprawa - bynajmniej, to nie jest tak że przebieram w sprzecie ile wlezie. Mam XGK, zawsze mi się sprawdzał, wiem że jedyną ideą tego urządzenia jest topienie śniegu i dlatego tez go biorę.
Dragonfly pisze:Z rzeczy ważnych, które wynikają z pewnego mojego doświadczenia:
Można bawić się w krzesiwo, ja jednak bez kilku paczek dobrych i dobrze zabezpieczonych zapałek bym się nie ruszył. Wiązka z kilku zapałek zapala skutecznie wszystko, na każdym mrozie i niemal w każdych warunkach - jest bezkonkurencyjna pod względem skuteczności, szybkości i prostoty użycia.
Ok. Zdaję sobie z tego sprawę i prawdopodobnie wezmę także zapałki. Krzesiwo ma taką zaletę, że działa zawsze, jest wytrzymałe i nie trzeba z nim sie za bardzo cackać.
Dragonfly pisze:Mam nieodparte wrażenie, że Twój bilans wodny jest mocno niedoszacowany. Ująłbym to jeszcze inaczej - wodno-paliwowy. Z mojego doświadczenia wynika, że zapotrzebowanie na wodę osyluje wokół co najmniej 2.5 l dziennie. Albo będziesz tę wodę skądś czerpał i niósł (wiózł - co lepsze) jeśli temp. utrzymywać będzie się powyżej 0, albo wytapiał. Wytapianie, to w najbardziej skrajnej sytuacji (mróz i wiatr) - 0.5 l benzyny na 1 l wody, lub jeszcze gorzej. Wbrew pozorom i obiegowym opiniom - wytapianie śniegu jest skrajnie mało sprawnym procesem. Co gorsza - im wyższej mocy kuchenka, tym więcej energii się marnuje a wcale nie idzie to szybciej.
Dragonfly - spójrz na statystyki z yr.no i podobnież dla innych punktow na trasie. W górach będzie zimniej. Temp. wyższe niż zero to raczej tylko przez przypadek mogą się pojawić.

Z wodą zimą zawsze jest problem. Będe starał się pić dużo (m.in. po to aby mieć odpowiednio rzadką krew, wspomagajac to połową tabletki aspiryny). Możliwę, że wezmę peta, aby przez pierwsze 2-3 godziny mieć jednak dodatkowe źrodlo wody. Podobnie z benzyną, raczej jest to wartośc minimalna (aczkolwiek kubek primusa jest diablo wydajny - zamiana ze śniegu na 1 litr wrzatku przy temperaturach oscylujacych ok. -7/-10 trwała 15-18 minut, na minimalym ustawieniu kuchenki).
Dragonfly pisze:Ponieważ GPS szalenie żre baterie, ja włączam go tylko sporadycznie, zasadniczo posługując się kompasem magnetycznym. Ale im bliżej koła podbiegunowego, tym większe zmyłki (deklinacja magnetyczna i inne takie) - zanim więc wyruszy się na szlak, trzeba troszeczkę popracować nad wiedzą, jak skorygować odchyłki konkretnego kompasu, którym się posługujemy. Wprawdzie Ty wędrować będziesz szlakiem, który raczej trudno zgubić, ale wiedza zawsze może się przydać.
I tu się trochę mylisz ;)

Część trasy będzie przebiegała szlakiem, część nie (swoja drogą - nie wiem skąd wziąłeś takie założenie, że poruszam sie szlakiem?).

Podstawowym narzędziem nawigacyjnym był, jest i będzie kompas. Umiejętnośc nawigowania jest przeze mnie opanowana (na odbyte wyjazdy wystarczyło, podobnie na zawody w biegach na orientacje). GPS ma pomóc w sytuacji awaryjnej - dupówa lub whiteout.

W tamtejszym rejonie już nawigowałem, deklinacja jest całkiem znośna. Po drugie - nawet przy średniej pogodzie wystarczy mapa zeby sie zorientować - zazwyczaj widzisz na kilka km wprzód, więc kwestia ustawienia sobie mebli i jedziesz ;)

Swoją drogą - na Islandii deklinacja wynosiła ok. 15 stopni i też dało się żyć ;)

[ Dodano: 2011-01-23, 01:17 ]
adrian1006 pisze:Ja powiem tak duuuużo tłuszczu zwierzęcego najlepiej jest korzystać z kuchni miejscowej choć czasem wydaje się niejadalna.Wiem jestem leniwy i niechce mi się samemu sprawdzić :-) Jaki teraz jest koszt takiego wypadu dawno na północy niebyłem żona puścić mnie niechce bo boi się że niewróce cóż jej obawy są słuszne :lol:
"A joke" z ta kuchnią miejscową?:) Za reniferami nie będę przecież ganiał...
,,I don't know what's wrong with me, but I love this shit.''
adrian1006
Posty: 6
Rejestracja: 02 sty 2011, 17:50
Lokalizacja: opole lubelskie
Płeć:

Post autor: adrian1006 »

w markecie nieucieka ;-)
Awatar użytkownika
Rzez
Posty: 667
Rejestracja: 03 mar 2008, 23:16
Lokalizacja: Mölndal
Gadu Gadu: 2437677
Tytuł użytkownika: F&L
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Rzez »

adrian1006 pisze:w markecie nieucieka ;-)
Rzuć okiem na mapę - takowych brak :)

Po drugie, biorąc pod uwagę dosyć zaporowe ceny dóbr i uslug w Szwecji, a tym bardziej tradycyjnej szamy - w stylu mieso renifera - raczej jestem skazany na przygotowanie wszystkiego w PL. Upraszcza to także znakomicie logistykę na miejscu, gdy mam już całe jedzenie zawczasu przygotowane i wyliczone.
Ostatnio zmieniony 23 sty 2011, 16:50 przez Rzez, łącznie zmieniany 1 raz.
,,I don't know what's wrong with me, but I love this shit.''
Ciek
Posty: 722
Rejestracja: 25 paź 2009, 10:06
Lokalizacja: z kanapy przed TV
Tytuł użytkownika: awski
Płeć:

Post autor: Ciek »

Ile kosztuje taki wyjazd?
Awatar użytkownika
Rzez
Posty: 667
Rejestracja: 03 mar 2008, 23:16
Lokalizacja: Mölndal
Gadu Gadu: 2437677
Tytuł użytkownika: F&L
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Rzez »

Bilet samolot + pociag w obie strony <1k.
Samolot w obie strony + krotki odcinek pociągiem ~1,8k i więcej - jeżeli chcesz np. polecieć na Finnmarksvidda.

Jedzenie - zalezy co bierzesz, ale sądzę, ze można założyć że wydasz minimum 300 zł.

Na miejscu jedynie wydatki na benzynę i okazjonalny sen w chatkach (jeżeli w ogóle).

Szpeju do kosztów wyjazdu nie liczę, ponieważ jest to inwestycja na przyszłość, a dodatkowo i tak jest używany także poza wyjazdem. Przykładowe ceny sprzętu:
- śpiwór 1,5k-2,5k i wzwyż (wziąłem taki z komfortem -40 st. C także pod przyszłe wyjazdy m.in. Grenlandia, Ziemia Baffina etc.);
- narty i buty - zależy co bierzesz, nówki czy drugi obieg, jaki szpej etc. Narty 0,5-1k, buty nówki z wyjmowalnym botkiem ok. 0,8k. Ja zmuszony byłem kupić na Allegro - Asolo SNowfield, minimalnie uzywane za 50 zł - ponieważ akurat rozmiar był na moja stopę - wkładka 32 cm+ Buty Ekspedycyjne Scarpa Phantom 8000 z podeszwą telemark lub Crispi - ok. 3k. Baffiny Backcountry (but z izolacją do ok. -70 st C), które mialy pojawić się w tym roku, ale niestety producent dał ciała - niecałe 200$;
- namiot - w PL - 1,2k, w US 230 $; Hilleberg/Helsport/MacPac/Lightwave - od 400 funtów, przez 600-900$ do 1k EUR. Zależy gdzie kupujesz.
- ubrania - oprócz standardowego zestawu na lato warto zapotrzyć się w dobry zestaw SS i dobrą izolację (spodnie i kurtka puchowa). Zestaw SS 0,5-1k, spodnie i kurtka puchowa 0,8k - 2k; dobra bielizna 0,4k; skarpety VB, botki, zestaw rękawic i łapawic, czapka 1k etc. do tego trochę innych wydatków;
- pulki - 29 EUR, uprzaż od 30 EUR w górę; profesjonalne pulki na 2-3 miesięczne ekspeycje - 1,5k EUR.
- kuchenka - w PL 0,8k, w US 125$;
- ubezpieczenie Alpenverein - ważne cały rok- pokrywające akcję ratunkową z użyciem śmiglowca - 45 EUR;
- SPOT - 120$, subskrypcja i podstawowy program - ok 120$;

...i tak dalej.

Ogólnie rzecz biorąc mało co jest dostępne/opłaca się kupować w PL. Większość szpeju ściągam z UK/US kupując po bardzo niskich cenach. Wszystko co kupuję, zazwyczaj biorę z górnej/najwyższej półki - wiem że nie zawiedzie - jeżeli nie przypasuje mi - spokojnie upłynnię po bardzo dobrej cenie - szajsu nie warto kupować. Wystarczy rzucić okiem na rzeczy, które wystawiałem swego czasu na Reconie. Pomimo intensywnego użytkowania po 2-3 latach spora ilość szpeju była w stanie dobry+/bardzo dobry. Ze względu na markę oraz jakośc produktu łatwo doszlo do upłynnienia przez fora/Allegro.
,,I don't know what's wrong with me, but I love this shit.''
Awatar użytkownika
Dragonfly
Posty: 313
Rejestracja: 06 wrz 2010, 20:53
Lokalizacja: Mazowsze
Tytuł użytkownika: Sceptyk
Płeć:

Post autor: Dragonfly »

Rzez -
Rzez pisze:Termos na żarcie - jedzenie z rana śniadania, przewożenie herbaty/napoju ciepłego w ciagu dnia/jedzenie kolacji. Przewaga nad zwykłym termosem - szeroki wlew. Zwykłe butelki - raczej woda w nich zamarznie po powiedzmy 6-8h przy temperaturze -20 st C.
- no, nie wiem... Ja organizuję to sobie tak, że gotuję duży, ciepły posiłek wieczorem. Rano na gorąco to tylko herbata do niezbyt obfitego, zimnego śniadania i do termosów. Szeroki wlew w termosie i jego wykorzystanie do przechowywania ciepłego żarcia ma tę wadę, że termos tylko do żarcia. Jeżeli po żarciu będziesz chciał wlać tam napój - dosyć staranne mycie Cię czeka. Albo niesmak... Szeroki wlew nie jest najwygodniejszy w przypadku płynów. Osobiście wybrałbym normalny termos - ten na żarcie został zaprojektowany raczej jako naczynie piknikowe. Co nie oznacza, że się nie sprawdzi przy Twojej organizacji dnia. Poproszę o opinię po powrocie...
Rzez pisze:Plecak biorę lekki - mają tam być głównie rzeczy, które chcę mieć pod ręką. Jeszcze rozpatrzę, czy nie wziąc zamiast Jama plecaka 20 litrowego. Chce w nim schować aparat, termos z napojem, trochę ciepłych ubrań. Wszystko wiadomo - wejdzie i tak w pulki. Znajomy polecał żeby część rzeczy mieć w plecaku, ponieważ jest to jednak wygodniejsze niż ciągnięcie pulek, ale jeszcze pomyślę.
- czyli plecak w roli jakiegoś organizera ?
Czy Twój znajomy ma rację ? Z mojego punktu widzenia - niewątpliwie. Ale ja nie jeżdżę na nartach. A ci, którzy jeżdżą, twierdzą, że jeżeli kilka dni, to tylko pulki.
Ja aparat staram się trzymać w kieszeni, aby dostępny był natychmiast. Żarcie do "pojadania" i termosy z gorącym napojem - na wierzchu, łatwo dostępne.
Rzez pisze:Rozkładanie mojej piramidki to chwila
- a składanie ? Zauważ też, że np. tam gdzie wyłącznie śnieg i wiatr (jakieś wysokie góry), praktycznie nigdy nie ma tropiku. Moje rozwiązanie to tarp i bivy bag. Z powodzeniem ostatnio sprawdził się pneumatyczny materacyk Termite. Lekkie to i daje świetną izolację od podłoża. Łopatę weź tak, czy siak...
Rzez pisze:Nic nie muszę łączyć - przewożę cały zestaw zlączony, jedynie wystarczy lekko dopompować, rozłozyć nóżki, postawić podstawkę aluminiową od spodu i po sprawie. Oprocz tego, sądzę, że przygotuje taki zestaw oparty o kawałek sklejki, gdzie wszystko jest od razu poprzyczepiane drutami - stary patent wypraw arktycznych i antarktycznych, ktory znalazłem w kilku relacjach.
- czy na sklejce, drutami, czy inaczej, łączyć musisz... Nie lepiej wziąć kuchenkę połączoną ? :-)
Śnieg topimy w y ł ą c z n i e na małej mocy. W innym przypadku nie zyskujemy nic, tracimy wielką ilość paliwa.

Hm... Krzesiwo nic nie zapala... Krzesze iskry. I tyle... :-)
Iskry to jeszcze nie ogień, więc dalej cackać się trzeba. :-)

Jeżeli poprawki magnetyczne są dla Ciebie rzeczą bezproblemową - miło mi, że poznałem następnego doświadczonego "kompasowca".

Rzez - z bilansem wodno-paliwowym sam sobie spróbujesz. Tak, czy siak - dasz sobie radę na pewno. Ale... Zapewne na tej wyprawie się nie skończy i będziesz podejmował ambitniejsze przedsięwzięcia. Moja rada w związku z tym brzmi tak:
To, że coś wyszło w ogóle to wielki sukces. Jeszcze większym sukcesem natomiast jest umiejętność wyciągania wniosków z własnych doświadczeń - co można byłoby uprościć bez utraty bezpieczeństwa, co okazało się zbędne, co i jak można było zorganizować inaczej.
Wiesz, tereny subarktyczne są dosyć wymagające. A uważa się, że tam, gdzie w promieniu 150 km nie ma schronisk ludzkich ani pewności natknięcia się na ludzi wchodzić powinni tylko ci, którzy mają duże doświadczenie w eksploatacji swojego wyposażenia. Nie jest to miejsce na zdobywanie tego rodzaju doświadczenia.
O innej mojej zasadzie już pisałem - jak najmnniej wszelkiej zbędnej roboty: skręcania, składania, rozkładania, plątania, rozplątywania etc... Również przeszukiwania, przepakowywania i wszelkiego innego ...ania. :-)
A trzecia zasada brzmi: nie bierz ze sobą niczego, czego nie mógłbyś zostawić w sekundy, czego będzie Ci żal zostawić, co ma dla Ciebie wartość, nad którą byś się zastanawiał. To dobra zasada. Dlaczego ? :-)

Widzisz, zdecydowanie się różnimy, ja preferuję więcej wełny, więcej brezentu (cordury), rzeczy proste i wypróbowane ale rozumiem Twój sposób widzenia - wykorzystanie lekkiej, nowoczesnej technologii. Tym niemniej - uważam i będę uważał "technologię VB" za kpiny ze zdrowego rozsądku. Mróz i woda, wypompowana wysiłkiem z ciała, to fatalne połączenie, bez względu na pokutujące legendy. Ale to moja, subietywna opinia - może Ty będziesz miał okazję zprawdzić, czy ta technologia Cię zbawiła... :-)

O ile mnie pamięć nie myli - na północy Szwecji mięsko rena wcale nie jest takie drogie... W Norwegii jest gorzej. Ale też wcale nie jest jakimś rarytasem. No, może Ci się poszczęści i złapiesz jakiś ezgzemplarz... Stopień trudności mniej więcej taki, jak wytropienie i podejście sarny. Życzę miłej zabawy.
Odszedł Jon Lord, jeden z największych herosów rocka, mistrz organów Hammonda. Ku pamięci - http://tinyurl.com/yzbkwyk
Mistyk wystygł, wynik - cynik...
Awatar użytkownika
Bastion
Posty: 392
Rejestracja: 05 maja 2010, 10:21
Lokalizacja: Gdansk
Tytuł użytkownika: nizinny taternik
Płeć:

Post autor: Bastion »

Witam.

Biorac pod uwage, ze wyprawa ma byc UL to polecam suszone mieso.
Na poczatek mozesz kupic gotowa, pakowana hermetycznie wolowine Beef Jerky. W smaku jest wysmienita, naprawde polecam.

Odnosnie smalcu, rzeczywiscie przy - 15, -18 oC robi sie gesty i twardy. Na ostatnim wypadzie do puszczy Notesckiej mialem problem z wycisnieciem smalcu z plastikowej butelki po Coca- Coli. W takiej sytuacji wystarczylo wstawic zakrecona butelke (zakretka do dolu) do menazki z goraca woda i smalec robi sie miekki.

Jezeli chodzi o same walory smakowe potraw ze smalcem to najbardziej jako poranne/ wieczorne jedzenie na zimowych biwakach smakuja mi 2 gorace kubki rozpuszczone w menazce z dodatkiem czubatej lyzki smalcu. Nie da sie tego wypic bezposrednio bo po zupie plywa 1-2 mm warstwa tluszczu. Natomiast swietnie smakuje chleb maczany w takiej tlustej zupie, ktory fajnie nasiaka tluszczem i aromatem/smakiem zupy.

Na koniec kiedy wylowimy chlebem caly plywajacy tluszcz, zupa z goracych kubkow jest do bezposredniego wypicia.

Ostatnio eksperymentuje z suszeniem wedzonej szynki, mieso jest wstepnie bardzo smaczne i wydaje sie ze bedzie bardziej trwale od suszonego miesa surowego.

Powodzenia.
Trzymaj sie cieplo;)
Co nas nie zabije to nas wzmocni...
Awatar użytkownika
Rzez
Posty: 667
Rejestracja: 03 mar 2008, 23:16
Lokalizacja: Mölndal
Gadu Gadu: 2437677
Tytuł użytkownika: F&L
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Rzez »

Dragonfly pisze:
Rzez pisze:Plecak biorę lekki - mają tam być głównie rzeczy, które chcę mieć pod ręką. Jeszcze rozpatrzę, czy nie wziąc zamiast Jama plecaka 20 litrowego. Chce w nim schować aparat, termos z napojem, trochę ciepłych ubrań. Wszystko wiadomo - wejdzie i tak w pulki. Znajomy polecał żeby część rzeczy mieć w plecaku, ponieważ jest to jednak wygodniejsze niż ciągnięcie pulek, ale jeszcze pomyślę.
- czyli plecak w roli jakiegoś organizera ?
Czy Twój znajomy ma rację ? Z mojego punktu widzenia - niewątpliwie. Ale ja nie jeżdżę na nartach. A ci, którzy jeżdżą, twierdzą, że jeżeli kilka dni, to tylko pulki.
Ja aparat staram się trzymać w kieszeni, aby dostępny był natychmiast. Żarcie do "pojadania" i termosy z gorącym napojem - na wierzchu, łatwo dostępne.
Tak, raczej jako organizer. Lustrzanki do kieszeni nie włożę ;) Rozmawiałem z 3 osobami - polarnik, instruktor myślistwa - Norweg (zimował na Alasce, mnóstwo jeździł po Norwegii etc.), oraz znajomym który był w Sarek na nartach. Wniosek wspólny był taki, że ok, można wszystko wrzucić do pulek, natomiast plecak jest o tyle ok, że najpotrzebniejsze rzeczy są pod ręką. Zobaczę jeszcze jak to wyjdzie. Plecaczek przyda się też na lotnisku czy w czasie podróży pociągiem etc.
Dragonfly pisze:
Rzez pisze:Rozkładanie mojej piramidki to chwila
- a składanie ? Zauważ też, że np. tam gdzie wyłącznie śnieg i wiatr (jakieś wysokie góry), praktycznie nigdy nie ma tropiku. Moje rozwiązanie to tarp i bivy bag. Z powodzeniem ostatnio sprawdził się pneumatyczny materacyk Termite. Lekkie to i daje świetną izolację od podłoża. Łopatę weź tak, czy siak...
Składanie również, wystarczy wyciagnąć maszt. Wyjazd planowany był na 2 osoby, stąd też namiot taki a nie inny. Mam do niego rownież przestronną sypialnię. Zatem będę mógł testować - czy spanie wyłącznie pod warstwą zewnętrzną lub 2 powłoki.

Materacykom mowię stanowcze nie ;) Po kilku dniach w zimie (nawet w polskich warunkach zimopodobnych) zamarzają wewnątrz. Są ciężkie i drogie. TaR RR Deluxe jest jak dla mnie super sprawdzonym pomysłem.
Dragonfly pisze:
Rzez pisze:Nic nie muszę łączyć - przewożę cały zestaw zlączony, jedynie wystarczy lekko dopompować, rozłozyć nóżki, postawić podstawkę aluminiową od spodu i po sprawie. Oprocz tego, sądzę, że przygotuje taki zestaw oparty o kawałek sklejki, gdzie wszystko jest od razu poprzyczepiane drutami - stary patent wypraw arktycznych i antarktycznych, ktory znalazłem w kilku relacjach.
- czy na sklejce, drutami, czy inaczej, łączyć musisz... Nie lepiej wziąć kuchenkę połączoną ? :-)
Śnieg topimy w y ł ą c z n i e na małej mocy. W innym przypadku nie zyskujemy nic, tracimy wielką ilość paliwa.
MSR XGK/Dragonfly używała spora liczba wypraw arktycznych/antarktycznych. MI też działala, nie widzę więc sensu nabywania kolejnej rzeczy ;)

Dragonfly pisze:Hm... Krzesiwo nic nie zapala... Krzesze iskry. I tyle... :-)
Iskry to jeszcze nie ogień, więc dalej cackać się trzeba. :-)
Więcej nie potrzeba do zapalenia oparow benzyny w kuchence ;)
Dragonfly pisze:Jeżeli poprawki magnetyczne są dla Ciebie rzeczą bezproblemową - miło mi, że poznałem następnego doświadczonego "kompasowca".
Czy doświadczony - po prostu umiem jakośtam posługiwać się tym narzędziem, ponieważ jest to raczej niezbędna rzecz. GPS to tylko dodatek, za dużo żre baterii żeby energia szła w gwizdek :)
Dragonfly pisze:Rzez - z bilansem wodno-paliwowym sam sobie spróbujesz. Tak, czy siak - dasz sobie radę na pewno. Ale... Zapewne na tej wyprawie się nie skończy i będziesz podejmował ambitniejsze przedsięwzięcia. Moja rada w związku z tym brzmi tak:
To, że coś wyszło w ogóle to wielki sukces. Jeszcze większym sukcesem natomiast jest umiejętność wyciągania wniosków z własnych doświadczeń - co można byłoby uprościć bez utraty bezpieczeństwa, co okazało się zbędne, co i jak można było zorganizować inaczej.
Wiesz, tereny subarktyczne są dosyć wymagające. A uważa się, że tam, gdzie w promieniu 150 km nie ma schronisk ludzkich ani pewności natknięcia się na ludzi wchodzić powinni tylko ci, którzy mają duże doświadczenie w eksploatacji swojego wyposażenia. Nie jest to miejsce na zdobywanie tego rodzaju doświadczenia.
O innej mojej zasadzie już pisałem - jak najmnniej wszelkiej zbędnej roboty: skręcania, składania, rozkładania, plątania, rozplątywania etc... Również przeszukiwania, przepakowywania i wszelkiego innego ...ania. :-)
A trzecia zasada brzmi: nie bierz ze sobą niczego, czego nie mógłbyś zostawić w sekundy, czego będzie Ci żal zostawić, co ma dla Ciebie wartość, nad którą byś się zastanawiał. To dobra zasada. Dlaczego ? :-)
Oj wnioski z doświadczeń sa zdecydowanie wyciągane i spisywane.

Ogarnięcie logistyczne przy rozkłądaniu/skłądaniu zdecydowanie jest. To część "rutyny" która pozwala uciapać wiele minut dodatkowego czasu dziennie, więc luzik.

Zasada jest dobra i sądzę, że się rozumiemy. Rzeczy spokojnie sobie odkupię, zdrowia - raczej nie :)

Szpej w większości jest przetestowany, użytkowany bardzo często. Zresztą, po poprzednich wyjazdach wiem juz ciut ciut, a jeszcze ogrom jest do nauczenia i to jest najfajniejsze.
Dragonfly pisze:Widzisz, zdecydowanie się różnimy, ja preferuję więcej wełny, więcej brezentu (cordury), rzeczy proste i wypróbowane ale rozumiem Twój sposób widzenia - wykorzystanie lekkiej, nowoczesnej technologii. Tym niemniej - uważam i będę uważał "technologię VB" za kpiny ze zdrowego rozsądku. Mróz i woda, wypompowana wysiłkiem z ciała, to fatalne połączenie, bez względu na pokutujące legendy. Ale to moja, subietywna opinia - może Ty będziesz miał okazję zprawdzić, czy ta technologia Cię zbawiła... :-)
Hmm, sądzisz że to kpina? Ok. Mi sie sprawdziła. Proponuję spojrzeć na ludzi w stylu Børge Ousland, Rune Gjeldnes, Mike Horn, Andrew Skurka - oni bardzo powszechnie z tego patentu korzystają.

VB jest przede wszystkim do ochrony warstw izolujących od wilgoci. Osobiście już jakiś czas korzystam z VB i ma to ogromne zalety - szczególnie jak się np. idzie w góry zima ze skórzanymi butami. Nie widzę możliwości wysuszenia ich w warunkach namiotowych.

OK. Uważasz za kpiny - sprawdzałeś gdzieś?
Dragonfly pisze:O ile mnie pamięć nie myli - na północy Szwecji mięsko rena wcale nie jest takie drogie... W Norwegii jest gorzej. Ale też wcale nie jest jakimś rarytasem. No, może Ci się poszczęści i złapiesz jakiś ezgzemplarz... Stopień trudności mniej więcej taki, jak wytropienie i podejście sarny. Życzę miłej zabawy.
Wiadomo, nie jest to taka cena jak za kawior. Raczej w drodze powrotnej wezmę mięso żeby sobie w domu popróbować (razem z lukrecją, salmiakami i innymi smakołykami;)

Natomiast dosyć dobry patent poznałem latem 2010 w Szwecji. Ze względu na dosyć małą ilość dostępnych minerałów w środowisku górskich, renifery można przywabić...moczem.

Druga sprawa - renifery należą do Samów, więc nie można komuś zabrać należącej do niego rzeczy.
,,I don't know what's wrong with me, but I love this shit.''
Awatar użytkownika
slaq
Posty: 675
Rejestracja: 20 wrz 2007, 08:39
Lokalizacja: Warszawa
Płeć:

Post autor: slaq »

Bastion pisze:2 gorace kubki rozpuszczone w menazce z dodatkiem czubatej lyzki smalcu. Nie da sie tego wypic bezposrednio bo po zupie plywa 1-2 mm warstwa tluszczu
Heh też takie "kubki" preferuję, jednak mój kubek jest zdecydowanie bardziej kaloryczny.
Do środka ładuję ze 4 plastry grubsze słoniny, bądź okrojone mięsiwo z wędzonych żeberek. Kożuszek tłuszczowy jest spory, ale taki ma być. I tu się właśnie pojawia cały myk. Mogę wypić taki tłusty kubek i dodatkowo jeść paski słoniny i nic mi żołądkowo nie będzie. Natomiast jeśli wlał bym 3 łyżeczki jakiegoś oleju roślinnego do takiego kubka - skończy się to epicką kupą. Średnio mnie zatem ogrzeje bieganie na kloca w mróz.

Suszona wołowina kupna z tego co czytałem bywała dość trująca.
Lepiej przygotować samemu, ale Rzeziu o tym wie 8-)
Awatar użytkownika
Dragonfly
Posty: 313
Rejestracja: 06 wrz 2010, 20:53
Lokalizacja: Mazowsze
Tytuł użytkownika: Sceptyk
Płeć:

Post autor: Dragonfly »

Rzez - sprawdzałem o tyle, o ile... O ile - bo nigdy żadnych firmowych rozwiązań, nic takiego nie mam, nic takiego nie eksploatowałem... O tyle - pisałem już, że w wojsku, kiedy np. był przestój na mrozie po forsownym, wylewającym litry potu, wysiłku, kiedy zaczynało telepać, zakładaliśmy OP1. Początkowo było cieplutko, za kilkanaście minut gorzej a po pół godzinie telepało w najlepsze. I inne doświadczenie - moi znajomi mieli poszyte takie ortalionowe wory. Pojechaliśmy w Biesy, pochodziliśmy trochę i wieczorem oni, przepoceni, ubrali się w te wory i zapakowali w śpiwory. Kompletna klęska !.
Wiem, wiem... To zakłada się na mokrą bieliznę a ma stanowić warstwę zabezpieczającą przed zawilgotnieniem dalszej, bardziej zewnętrznej warstwy ubioru. Ale ta filozofia ubierania, przebierania, spania czy siedzenia w mokrym mnie nie przekonuje - albo ma działać wbrew prawom fizyki, albo wymaga sporego zachodu żeby jej prawidłowo użyć.

Rzez - nie bierz tego do siebie, ale nazwiska, które wymieniłeś to faktycznie, i osiągnięcia i doświadczenie, ale też "sprzedaż obwoźna". Ja to widzę tak - jak będę chciał wyciągnąć zalety reklamowanego podejścia, zawsze znajdę czas i miejsce, gdzie te zalety da się wyizolować.
Popatrz wszakże na zagadnienie VB z innej strony - słyszałeś o wadach tego rozwiązania ? Jeżeli nie - nie zastanawia Cię to ? Technologia idealna ? :-)

I jeszcze coś - bez względu na ilość zrobionych kilometrów, nigdy nie pocą mi się stopy w butach zimowych, to raz, a dwa - nigdy nie przemokły mi buty... Może dlatego nie potrzebuję niczego z pod znaku VB ? :-)
Odszedł Jon Lord, jeden z największych herosów rocka, mistrz organów Hammonda. Ku pamięci - http://tinyurl.com/yzbkwyk
Mistyk wystygł, wynik - cynik...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Imprezy, wyprawy oraz spacery”