Hillwalker - generalnie to wydaje mi się, że z Rzezem mamy o wiele więcej wspólnego, niż tego, co nas różni.
Ale na razie o czym innym - "filozofia UL" to żaden nowy wynalazek. Od kiedy ludzie zaistnieli, wędrowali zawsze. I chyba zawsze starali się, aby to, co koniecznie musieli nieść było lżejsze, bez utraty funkcjonalności. Nawet ci, bez doświadczenia, tyle, że oni popełniali błędy, więc różnie im wychodziło. No, może byli jacyś masochiści, którzy celowo chcieli, żeby było im źle...
Zasadę UL wdrażać można trzema drogami: używać tylko najlżejszego wyposażenia, zabierać tylko najbardziej niezbędne, wobec oczekiwanych warunków, rzeczy. Lub - opcja najczęściej wybierana - jedno i drugie.
Ale... Najlżejsze niekoniecznie musi okazać się dobre, warunki mogą okazać się nieoczekiwane. Lub zajść mogą obie okoliczności. Znam z autopsji te przypadki... Finał to zakończenia wędrówki albo droga krzyżowa... Albo początek walki o przeżycie w ogóle - czego osobiście nie doświadczyłem, ale widziałem parokrotnie, również na trywialnym szlaku w polskich Beskidach.
Reasumując: dążenie do tego, aby nosić jak najmniej kilogramów nie jest żadnym odkryciem, nie ma czym epatować. Proporcje między zapewnieniem sobie (i/lub innym)bezpieczeństwa a wagą wyposażenia to kwestia osobistego doświadczenia w stosowaniu wybranego zestawu i przebywaniu w terenie, w który się wybieramy. Osobistego - podkreślam... Jeżeli nie mamy osobistego doświadczenia - w bezludny teren wybieramy się z kimś, kto takie doświadczenie ma. W ten sposób doświadczenie zdobywamy ryzykując najmniej...
A przypominam, że istnieje nieformalna, ale stosowana zasada: za teren bezludny uważamy obszar, gdzie w promieniu 150 km (trzech dni marszu) nie powinniśmy oczekiwać napotkania człowieka, czyli ani szlaku transportowego, ani osad...
Być może, jeżeli uważamy, że zdobyliśmy doświadczenie np. w warunkach arktycznych - możemy podjąć wyzwanie i wybrać na wyprawę sprzęt inny, niż stosowany dotychczas. Np. lżejszy. Jednak jeżeli później zaplanujemy sobie wypad na pustynię Kalahari - możemy założyć, że pomimo iż przewędrowaliśmy Ziemię dookoła po kole podbiegunowym, to w warunkach, w które się wybieramy, doświadczenia nie mamy żadnego. No, może niewielkie...
Tak więc - osobiście uważam, że nie ma "filozofii UL". Jest odwieczna zasada, że im lżej tym łatwiej i przyjemniej, ale pod warunkiem, że naprawdę wiemy, co robimy, a nie tylko tak nam się wydaje.
No, wydaje mi się, że Slaq realizuje ideę Nansena: nie ma złych warunków, są nieprzygotowane wyprawy.