Nie cierpię tego mówić ale nieco sprzętu się też przydaje w oszczędzaniu:
- lodówka z dużym zamrażalnikiem pozwoli magazynować promocyjne nabytki, sezonowe zdobycze (u mnie się trzyma np. ze 2 kg malin do robienia kisielu dla dzieciaków poza sezonem, z ogródka za darmo i smaczniej, a już we wrześniu cena za 200 g kobiałkę podskakuje do 15 zł, czyli jestem 200 zł do przodu tylko na tym, a to nie jedyne co magazynuję), obiady gotowane w weekend na cały tydzień itp. itd.
- blender dodaje rumieńców gotowanym zupom,
- duża patelnia pozwala przygotowywać posiłki hurtem celem zamrożenia na zaś, przetwory owocowe,
- duży garnek do pasteryzacji słoików,
- piekarnik otwiera całkiem nowe perspektywy kulinarne – zapiekanka z xxxxxx to danie smaczne i tanie,
- toster przerobi czerstwiejący chlebek na smaczne grzanki,
- maszynka do pieczenia chleba pozwoli uniezależnić się od drogiej i czerstwej produkcji lokalnych piekarzy (koszt niedopieczonego bochenka 550 g jasnego chleba to 2,80 zł koło mnie, za taką kasę jest kilogram pysznego chleba pszenno – razowego z otrębami własnej produkcji). Bardziej zaawansowaniu upieką w piekarniku, mnie jednak jakoś często zakalec wychodzi
No i praca własnych rąk. W tym sezonie mamy jakąś fazę na robienie dżemów własnej produkcji. W okolicy mojego letniska są pola uprawne aronii i czarnej porzeczki. Można zwyczajnie ukraść kilka kg, nikt płakać nie będzie, to forma „podatku lokalnego”
Jeśli jednak kogoś interesują tzw. „sprawy karmiczne”
to można poczekać aż przejedzie kombajn i pozbierać resztki, zawsze jest tego tyle, że i tak nie idzie wszystkiego wyzbierać. W ostatni weekend przywiozłem sobie 2 15-litrowe wiadra aronii i już mam kilkanaście słojów dżemów i kilka kompotów na zimę po koszcie prądu i cukru, a sezon przetworów właściwie się dopiero rozkręca bo niedługo będą śliwki i jabłka, które są zupełnie niczyje bo rosną wzdłuż drogi i każdy może sobie zerwać ile tylko da radę, a jest tego tyle, że nigdy wszystkiego się nie wyzbiera. No i jeszcze czarny bez, jarzębina, grzyby ... W sumie już mamy kryzys słoikowy bo zużyliśmy praktycznie wszystko co mieliśmy i ratują nas znajomi, którzy oddają nam słoiki, które mieli wyrzucić na śmietnik. W sumie musza nas mieć za kompletnych wariatów no ale trudno, gdyby każdy był normalny to byłoby strasznie nudno
Uwielbiam proste mądrości ze Sztuki Wojny Sun – Tzu; parafrazując „w czasie pokoju przygotowywać się do wojny” – w czasie prosperity przygotowywać się na biedę, w czasie lata na zimę. Jeśli w hipotetycznym przypadku zarysowanym na wstępie ktoś się nagle obudził ze świadomością, że musi przejechać tydzień mając 30 zł w kieszeni i nic do żarcia to myślę, że przede wszystkim nawaliła faza długoterminowego planowania. Ja w takiej sytuacji idę sobie do piwnicy i mam wszystko gdzieś, tam żarcia i picia jest nie tylko na tydzień lub miesiąc, ale nawet na dłużej.