Mimo tego, że w lesie spędziłem nie jedną noc, lecz nie były to noce typowo turystyczne- typu karimata śpiwór,.....itd.....
Wybrałem się w okolice Tomaszowa Lubelskiego gdzie obecnie zamieszkuję, wstyd się przyznać ale mieszkam tu ok. 15lat i nie znam dokładnie całej okolicy.
Moim ambitnym planem jest to zmienić i poznać to co mam pod nosem , a następnie rozszerzać obszar wędrówek o cały kraj.
Wyprawę rozłożyłem na dwa dni(poznać sprzęt, siebie i potrzeby jakie wynikną w czasie podobnych wypraw)
29-30.kwietnia, wymarsz z TL godzina 11.00, powrót godz. 12.00 następnego dnia.
Cel do osiągnięcia, jezioro w sercu lasu-nocleg, za haczyć o miejscowość Żyłka , okolice miejscowości Bełżec- Kościowa Góra i powrót czerwonym szlakiem do TL.
Całość trasy wyniosła ok. 27km, lasy w tych okolicach są naprawdę piękne, ukształtowanie terenu zróżnicowane, sporo cieków wodnych i bagienek.
Wędrówka do jeziora przebiegła spokojnie, spotkałem tylko dwie sarny które towarzyszyły mi już przez cały dzień, w dziwny sposób nasze drobi przecinały się tego dnia wielokrotnie.
Dotarłem nad leśne jezioro, buło pięknie, w środku lasu ok. 20h wody.
Widziałem łabędzie, żeremie bobra i masę zaskrońców, padalców i kilka większych sztuk...
Stwierdziłem , że nocleg w tym miejscu to nieporozumienie ( no może w hamaku?) więc idę dalej.
Doszedłem nad rzeczkę Sołokija, kieruję się na południe, zaczynają się bagna, skaczę po kępach traw żeby wydostać się na wyższe partie terenu.
W końcu stwierdzam że idę na azymut, biorę mapę i kompas guzikowy, orientuję mapę i idę w głąb lasu. W czasie wędrówki , napotykam Łosia, początkowo go nie widzę ale słyszę tupanie ciężkich kopyt i parskanie informujące o niezadowoleniu z mojej obecności jako nieproszonego gościa.
Po jakimś czasie udaje mi się dojrzeć ciemną zwalistą postać łosia, decyduję się przekroczyć rzekę i przechodzę na drugą stronę. Słyszę w oddali platformę wiertniczą która umiejscowiona jest w pobliżu miejscowości Żyłka, przechodzę przez miejscowość i rozbijam nocleg nad rzeka.
Jest już szaro, w nogach mam ok. 18km, rozbijam obóz.
Ognia nie palę , ponieważ nie znam okolicy, więc żeby nie zdradzić swojej pozycji miejscowym , zjadam kolację przy blasku księżyca, pot z całodziennej wędrówki zmywam w odnodze rzeczki, prawdziwa ulga, ręcznik na grzbiecie i kąpiel na głębokości ok 30cm do dna.
Idę spać, do pierwszej w nocy gapię się w gwiazdy, coś łazi koło obozowiska ale mnie to już mało obchodzi, zasypiam. W nocy coś mnie łaskocze w śpiworze, macam ręką po ciemku, chwytam w dwa palce ściskam, czuję miękkie galaretowate ciało, wyrzucam na zewnątrz.
Rano okazuję się , że to pająk, spora sztuka.
Budzę się ok. 5.00 rano. Rozpalam ogień, robię śniadanie, chwilowy popas na zawiązanie sadła przed kolejną wędrówką.
Zbieram się do domu, spacer mija spokojnie, mijam kilka aut i żabę na środku polnej drogi.
Podsumowanie :
Wszystkie założenia osiągnięte, wyprawa fajna.
Zebrałem wiele nowych doświadczeń.
Straty: kilka pęcherzy na nogach ale kilka dni i już siedzę nad mapą, gdzie znowu idę!
https://picasaweb.google.com/1144639687 ... zJ_PkrT-YA#