Zaczyna się tak:
Później jest jakieś 5 km przez las i totalny brak wody. Za to przyjemny cień i ładna okolica. Wokół brzegu mnóstwo śladów zwierząt zmierzających tu do wodopoju.
Od czasu do czasu utykam na mieliźnie i pcham Colorado do przodu. Woda zimna.
Mijam most na drodze Tanowo - Dobieszczyn.
I zaczyna się etap łąkowy.
Mijam wsie po drodze.
Przed sama Tatynią takie zielsko.
Po bokach spore rozlewiska, a przede mną "wodospad", który przechodzę bokiem. Miejscowe dzieciaki pomagają mi przetachać kajak pełen już wody.
Przepłynięcie przez Tatynię to koszmar - wszędzie krowy, kaczki, kury, smród i brud. Gospodarstwa schodzą do samej wody i sprzątane są chyba zima wysoka wodą. Chociaż trzeba przyznać, że krowy sympatyczne.
Ostatni odcinek jest już masakryczny:
Kilka dni przed moim spływem ktoś udrażniał rzekę z lezących drzew i kęp roślinności. Gdyby nie to od Zakładów Chemicznych Police do Jasienicy chyba bym szedł podmokłym brzegiem, albo utknął na tych bagnach na noc.
W końcu dopływam do Jasienicy, tu kanał jest całkiem sympatyczny.
Lądowanie.
Po pięciu godzinach walki osiągnąłem cel. Pogryziony przez komary, gzy i mrówki spadające z drzew, mokry i zmęczony dopłynąłem rzeką - smródką do celu. Niesamowity ból rąk nie dawał mi spać. Wszystko mokre suszy się teraz do całym mieszkaniu. W łazience zapaszek rzeki przypomina mi wczorajsze przeżycia. Muszę na poważniej poszukać beczki na graty, bo plecak w worku na śmieci jak zwykle nie zdał egzaminu. Czy da się spłynąć latem Gunicę ? Da się


Jeszcze kilka zdjęć w galerii:
https://picasaweb.google.com/1178788979 ... ca09082012#