Miało być kilkudniowe wędrowanie połączone z poznawaniem okolicy i pływania jako takiego, ale wyszło inaczej i zmieściliśmy się w dwa dni. Najpierw trzeba było jeszcze coś załatwić, potem, we czwartek, już mieliśmy płynąć /w planach do niedzieli/, ale robiąc małe usprawnienie przewierciłem ponton i trzeba było go skleić

Wreszcie w piątek z silnym postanowieniem że z samego rana... i już o 12.00 byliśmy nad Wisłą

"Pani dyrektor" zawozi wózki do domu /mamy 800 m w linii prostej/ a my "stawiamy łódź".

Po godzinie jesteśmy już na wodzie, a po kilku/kilkunastu minutach pływania pierwsza atrakcja: tankowanie paliwa na Orlenie obok Galerii Kazimierz, oczywiście tu jest zakaz...

Trochę dalej znajome widoki, tym razem z nowej perspektywy


Pierwsze wspólne cumowanie na dziko, prostowanie nóg i takie tam



Drugie cumowanie obok urokliwej skarpy /niestety nie mamy foty/, przerwa na zupkę i kawę.


Nasze pierwsze śluzowanie - śluzowy tak nasz przetrzymał że zacząłem już szukać w necie nr. tel na śluzę ale w końcu nas usłyszał/zauważył.

Zadowoleni, zaraz po śluzowaniu, docieramy do klasztoru w Tyńcu.

Rozbijamy bazę w idealnym miejscu tuż pod znakiem, Erni zaznacza teren "E" szykujemy obozowisko i obowiązkowy punkt programu



Tak wygląda rano nasze obozowisko i okolica




O ile do tej pory deszczyk czasami pokapywał o tyle składaliśmy się w deszczu który nie opuścił nas do samego Krakowa.
Biorąc pod uwagę że płyniemy bardzo wolno, postanowiliśmy wracać, w poniedziałek dzieci rozpoczynają naukę i powinny być zdrowe. Wracamy, pożegnanie z Tyńcem. Przy okazji na przystanku Tramwaju wodnego robimy w knajpce zakupy płynów /woda szybko się kończy, a mieliśmy prawie 10l./

Kolejne śluzowanie i smutna wiadomość od 10 września śluza będzie zamknięta przez rok, czyli całego, planowanego rejsu szybko nie powtórzymy. Za śluzą prostowanie nóżek, zbieranie przepięknych kamyczków i w drogę.


Pada, wymiękamy, robimy przerwę w sympatycznej okolicy; herbata z cukrem dla wszystkich



Po kolejnych kilometrach w deszczu naszym oczom ukazuje się znajomy widok, jesteśmy w domu, no prawie


Składamy się w deszczu, wszystko mokre, ale wszyscy zadowoleni jeśli już pojawiają się żale, to o to że tak krótko

Przy okazji mijaliśmy różne takie tam, w tym katamarany, więc można było pogadać o większej i solidniejszej łajbie

P.s. Dodam że opis pojawił się na forum motorowodnym, plagiatuje bo może komuś się przyda, może kogoś zachęci na wodną wyprawę... a w ogóle to owszem lubię się chwalić

P.s. 2 To było trzecie pływanie tego pontonu i po dokładnym obejrzeniu dna dochodzę do wniosku że wzmacnianie pontonu nie jest konieczne. Nadal nad tym myślę ale uważam że można pływać bez wzmocnień.