Zacznę od sprostowania: nie żebrałem w Polsce, a na Wyspach Brytyjskich moja noga nigdy nie postała (jeszcze).
Ale:
arrowb pisze:Każdy czyta/widzi to co chce.
Otóż:
Wielowiekową tradycją jest, że peregrinos wspierani są w Drodze przez osoby, które z różnych przyczyn wybrać się na Camino nie mogą. W zamian, niejako "w odpłacie" modlą się po drodze za swoich dobroczyńców i "niosą" ich intencje do grobu Św. Jakuba.
Również podczas pielgrzymek na Jasną Górę mieszkańcy wsi i miasteczek przez które pielgrzymka przechodzi, podejmują wędrowców śniadaniami/obiadami/kolacjami oraz zapewniają dach nad głową i możliwość umycia się. Jest to ogromne przedsięwzięcie logistyczne biorąc pod uwagę, że np. Pielgrzymka Warszawska to corocznie kilkanaście tysięcy ludzi (jednorazowo).
W
Islamie, podczas
Ramadanu, jednym z obowiązków prawowiernego Muzułmanina jest, poza postem od świtu do zmroku, wspieranie jałmużną uboższych współwiernych.
Buddyzm - mnich nie może posiadać jakiegokolwiek majątku poza rzeczami osobistymi (odzież, buty, różaniec, okulary, zegarek oraz... miska, do której otrzymuje jedzenie od współwyznawców, a czasem też od turystów):
http://bi.gazeta.pl/im/8/7936/z7936148X.jpg
Hinduizm - święci mężowie -
Sadhu:
http://en.wikipedia.org/wiki/Sadhu
https://www.google.pl/search?q=sadhu&hl ... 16&bih=597
wyrzekają się dóbr doczesnych i piechotą wędrują po Indiach, utrzymując się z tego, co użebrzą.
Przykłady można by mnożyć, ale ani nie jest to miejsce ku temu, ani ja nie mam czasu i ochoty.
Natomiast co do legalności żebrania - w Hiszpanii jeden jedyny raz funkcjonariusze
Guardii Civil zwrócili mi uwagę, że nie mogę żebrać w
ich mieście, do czego się skwapliwie zastosowałem (jeszcze o tym napiszę). Jednak poza tym odosobnionym przypadkiem wszelkie moje kontakty ze służbami porządkowymi, mimo, czasami ewidentnego łamania prawa, kończyły się raczej pomocą:
Mapy pozyskiwałem na Polizei (wydruki z internetu)
(strona 5. tego wątku),
Landau, gdzie na Polizei zostałem poczęstowany kawą i ciastkami, oraz dostałem ciasto na drogę i mapkę jak iść dalej
(str. 7.) ,
Remiremont, pogubiłem się jednak na rozjazdach i wylazłem na autostradę.
Mając niejakie doświadczenie w chodzeniu po autostradach przedarłem się na prawą stronę i dziarsko pomykałem we właściwym kierunku.
Nie pomyliłem się: za chwilę miałem na karku dwóch żandarmów na motocyklach i tu mina mi zrzedła - kazali wypieprzać za barierkę, a najlepiej za ogrodzenie.
Rad nie rad kontynuowałem swoją wędrówkę przez zarośla jeżyn za barierką, myślę jednak, że ruszyło ich sumienie (albo przepisy), gdyż za chwilę podjechało auto z ekipą która wcześniej mnie legitymowała, i zgodnie z założeniem zaprosili mnie do środka, podrzucili mnie do pierwszego zjazdu (ok. 12 km, jedyny odcinek w drodze do Santiago którego nie przeszedłem piechotą, ale francuskiej Gendarmerie się nie odmawia) i wytłumaczyli jak iść dalej żeby ominąć autostradę.
(str.8.),
lub życzliwym zwróceniem uwagi:
Gdy wyszedłem z tunelu dopadł mnie jadący samochodem pracownik obsługi i po krótkiej i raczej jednostronnej (w razie draki najlepiej udawać, że się nie rozumie o co chodzi) rozmowie polecił mi czekać po czym odjechał z powrotem.
Okazało się że "na moją cześć" tunel został zamknięty a ruch puszczono trasą z której ja zrezygnowałem (D67).
Ponieważ nie poczuwałem się do żadnej poważnej zbrodni, a ukrywanie się lub ucieczka i tak w moim przypadku nie miałyby większego sensu i z góry skazane były by na niepowodzenie, przysiadłem na swoich gratach gdzieś na poboczu i czekałem jak mi kazano (przyznam jednak, że czułem lekki niepokój - w sumie zamknięcie tunelu to nie w kij dmuchał - czy nie obłożą mnie jakąś karą finansową lub nie daj Boże deportują).
Po ok. 15 minutach nissanem navara z oznaczeniami Gendarmerie przyjechały dwie funkcjonariuszki, które po wysłuchaniu moich tłumaczeń: że nie wiedziałem, więcej już nie będę etc. grzecznie pouczyły mnie o niestosowności mojego postępowania, wylegitymowały i sprawdziwszy, że nie jestem poszukiwany życzyły mi dobrej drogi zalecając jednocześnie ostrożność podczas marszu - UFF.
(str.10.).
Podobnych sytuacji miałem więcej, napiszę o nich we właściwym czasie. Generalnie tam Policje wszelkiego rodzaju ścigają przestępców, dzięki czemu jest bezpieczniej niż w Polsce, natomiast takimi jak ja nie zawracają sobie zbytnio głowy (niska szkodliwość/jest tu tylko przejściowo/nieszkodliwy wariat etc.), ewentualnie służą pomocą, czasami daleko idącą. Sądzę jednak, że gdyby żebractwo we Francji lub Hiszpanii było nielegalne, nie widziałbym osób które to robią, a i ja sam zapewne miałbym na karku
Gendarmerie lub
Guardię Civil, powiadomione przez "życzliwego". Nic takiego jednak nie miało miejsca.
W Niemczech (i nie tylko) ludzie sami z siebie dawali mi pieniądze, i to wcale niemałe kwoty:
W pewnym momencie podeszła do mnie para w moim mniej więcej wieku i przywitawszy się powiedzieli, że widzieli mnie wczoraj w klasztorze - opowiedziałem im kim jestem i dokąd zmierzam.
Obeszli kościół dookoła a wracając kobieta podała mi jakieś pieniądze prosząc abym się za nich pomodlił gdy dojdę do Santiago - gdy odeszli spojrzałem w garść: było tego 40 euro.
Zanim się rozstaliśmy umówiłem się ze starszym na godzinę 8 rano, a młodszy wręczył mi 20 euro.
Wysadziwszy mnie pod figurą Św. Jakuba podał mi torbę z wałówą którą przygotowała jego frau (ostatnie cukierki zjadłem w Hiszpanii), od siebie dorzucił 40 euro.
W innej miejscowości, do której wszedłszy rozglądałem się za jakimś sklepem podjechał z tyłu VW golf, przez otwarte okno Niemka ze słowami "trzymaj, na pewno ci się przyda" podała mi 10 euro i odjechała zanim zdążyłem podziękować.
(str. 5.),
Po jakimś czasie przyjechał terenówką wielki gruby Bawarczyk z córką - szef.
Zamienił parę słów ze swoim pracownikiem, następnie po moich tłumaczeniach rzekł:
- Ja, gut, kein problem.
i wręczył mi 10 euro.
Po jakimś czasie tu też przybłąkał się pracownik, który po moich wyjaśnieniach nie robił trudności i zasilił mnie kwotą 10 euro.
(str. 7.),
Żeby uniknąć zderzenia zatrzymałem się tuż za nim, a następnie ominąłem go bez słowa i poszedłem dalej.
Po przejściu ok. 10-15 metrów usłyszałem, że mnie woła, wróciłem więc a ten coś do mnie zagadał.
Swoim łamanym francuskim wyjaśniłem, że jestem Polakiem i nie bardzo rozumiem, co do mnie mówi, na co on pogrzebał w kieszeni i wręczył mi 3 €.
(str. 8.),
a podczas całej drogi często trafiały się osoby pomagające mi w różny sposób ot tak, z dobrej woli.
Gdybyś
arrowb naprawdę uważnie przeczytał wszystko, co do tej pory napisałem, zwróciłbyś pewnie uwagę na nielegalność (o czym wspominałem) pozyskiwania jedzenia ze śmietników we Francji. Przypuszczam również, że większość moich noclegów daleko wykraczała poza ramy prawa krajów w których spałem. Wydaje mi się także, że np. kąpiel i pranie na nieczynnym campingu pod nieobecność pilnującego mogłaby zostać odebrana jako łamanie przepisów. Jednak dzięki pomocy Opatrzności i opiece Św. Jakuba bez poważniejszych zatargów z lokalnym wymiarem sprawiedliwości dotarłem tam, gdzie chciałem i szczęśliwie wróciłem, czego życzę wszystkim wybierającym się w Drogę.
Panorama:
Jest bezpiecznie:
Szlak:
Wodopój:
Inny "drogowskaz":
Pozdrawiam
Maciek