To ja podziele się obrazkami bo większości z tego w necie nie znajdziecie.
Na początek kieszonkowce

Ten weteran, już na emeryturze, to produkt prosto z PRLu. Dobra stal i kształt czubka zadecydowały o tym że jest to mój nieśmiertelny otwieracz do puszek, niestety z biegiem lat zjechała się blokada ostrza. Poniżej ~20 letni chińczyk, ile on mi dziur poprzecierał w tylnych kieszeniach spodni

W okresie od jesieni do wiosny jest zawsze przy mnie jak wychodzę z domu - zamieszkuje w kieszeni kurtki. Następny to praktycznie tylko rączka, bardzo przyjemnie wykończona ale ostrze kwalifikuje się do wymiany.
I od góry... lubię go za niewielkie gabaryty, łatwość otwierania i kształt ostrza. ...gdyby tylko nie te ząbki :-/ Vicek jaki jest każdy wie, szkoda tylko że ciężko go otworzyć jedną ręką. A maleństwo jak to maleństwo, niestety ma wklęsły szlif.

Na samej górze mój nr 1, ulubiony i niezawodny. Zrobiłem go jak miałem naście lat i jakoś tak się udało że jest bardzo wszechstronny. Opisywałem go już kiedyś, od tamtego czasu zmieniło się tylko to że potraktowałem go oksydą na zimno. Dużym plusem dla tej konstrukcji jest chyba to że jak już go ostrzę to wychodzi mi z tego convex (czy jak go tam zwą), zresztą przy tak małej grubości klingi można by to też podciągnąć pod szlif płaski.
Kolejny to Nieto ...i aż chce się powiedzieć 'to nie to'

W założeniu konstrukcja bardzo fajna, szeroki czubek idealnie się sprawdza przy np. smarowaniu chleba, stal 440C też daje radę, ale pieprzony szlif wklęsły psuje cały urok. Jest jeszcze rękojeść... ale o tym będzie jak zrobię opis tego noża.
Muela... gdyby nie dziadowska stal, wklęsły szlif i piłka, to był by to fajny podręczny nożyk. Mają i mnie sporego plusa za gumową rękojeść, dobrze leży w ręku. Minus za to że kilka razy pokaleczył mnie przy odkapslowywaniu butelek z piwem. Aktualnie nie rusza się z domu, przymocowany pod blatem biurka jest zawsze pod ręką.
Ostatni nabytek, kupiony za grosze w supermarkecie, skóra na pochwę już czeka, trochę wolnego czasu i nie będzie już taki golas.

Kolejny staruszek zrobiony za nastolatka, pierwotnie miał rękojeść z textolitu, ale że od tamtych czsów ręka mi trochę urosła i wymienilem ją na drewnianą z wydłużeniem do właściwej wielkości.

Ostatnio namierzony wynalazek, w rękojeści są dwa składane ostrza (?), niestety zapieczone rdzą, trzeba będzie zrobić mu kąpiel i może uda się przywrócić sprawność.
I na koniec wspominany wcześniej "Argument"

24 cm ostrza i do tego rękojeść... Robiony na zamówienie, nie jest to tradycyjne kucie czy damast, ot pewnie z kawałka resora wydłubany, mimo to jestem z nim bardzo mocno emocjonalnie związany. Twórca zaskoczył mnie zdobieniami, myślałem że będzie bardziej toporny.
Nie są to wszystkie ostre zabawki które mam, w moim pokoju u rodziców tęskni za mną jeszcze kilka rzeczy które czekają na nadanie im odpowiediej formy np. klinga zrobiona z piły do filetowania ryb na statku-przetwórni, czubek załmanej szabli ...i 3/4 cudem uchowanej poniemieckiej piły tarczowej (z reszty już w młodości porobiłem noże

).
Wybaczcie że się tak rozpisałem ale kazano się chwalić więc....