Wypad zaczełem od Sanoka, miałem przesiadkę dopiero za 3 godz. więc postanowiłem trochę pozwiedzać. Wtorek godz. 12, śnieg, mróz, słonko i bardzo dobra widoczność (niestety był to ostatni dzień takiej pogody), na Sanie płynie kra, dużo ptaków w pobliżu zamku. W skansenie niewiele zwiedzających, obiekty jakie już nigdzie nie zobaczymy, trwa budowa miasteczka galicyjskiego. Następnie PKSem do Bereżek i marsz żółtym szlakiem po ciemku (księżyc świecił i tak mocno, cisza i mróz) do Koliby. W odbudowanym schronisku poznaję nowych gospodarzy i ich znajomych, którzy przyjechali tutaj na narty, brak możliwości zakupienia czegoś do jedzenia na miejscu, poza tym wszystko nowe, czyste i sprawne, naprawdę super obiekt. Zjadłem kolację, trochę się pokręciłem i poszedłem spać (oczywiście ze stoperami w uszach, przydają się często i zawsze je mam w plecaku), za 25 PLN miałem cały pokoik dla siebie z cudownym widokiem przez okno o poranku.
Środa. Wstałem wcześnie, pozostali spali (impreza skończyła się po północy), szybkie śniadanko, herbata w termos i wymarsz zielonym szlakiem na Połoninę Caryńską. Podejście strome, bardzo utrudnione, śnieg zbity i oblodzony, d... uratowały mi dobre buty. Warunki na szczycie trudne, bardzo silny wiatr, kilka stopni poniżej zera, widoczność niezła, częściowe zachmurzenie. Marsz kontynuję pomimo tego dalej, idę szlakiem do Brzegów Górnych a następnie na Połonine Wetlińską do Chatki Puchatka, na całej tej trasie nikogo nie spotykam, w chatce trochę ''turystów'', łyk wody i zbiegam w dół do Przełęczy Wyżnej, tam ciekawa galeria i brak dalszego transportu, szosą idę do Ustrzyk Górnych. Śnieg pada intensywnie, wiatr i całkowite zachmurzenie, niezbyt zimno, nie najlepsze prognozy na nastepne dni, jestem bardzo zmęczony. Na miejscu problem z noclegiem, w Białym nie przyjmują, Kremenaros zamknięty (upadek i zniszczenie, przykry widok), nocleg znajduję niedaleko strażnicy SG na prywatnej kwaterze, warunki luksusowe ale drogo.
Czwartek. O 6 rano, wypoczęty wsiadam do autobusu i jadę do Pszczelin, tam swoją drogą na skróty w kierunku dawnej wsi Czerenna i dalej wzdłuż potoku Muczny aż do Sanu. Lekki mróz, słonko, nie wieje, jest pięknie, kondycja i humor dopisuje. Niestety, nie na długo, po dotarciu do Dydiówki okazuje sie że są tam już 2 osoby (zamkniete od środka, spały a była godz. 11, łaskawcy po 15 min. stukania drzwi otworzyli ) a kolejne 5 ma się pojawić niedługo, planowana impreza, wokół śmieci i bałagan. Po krótkiej rozmowie wyczułem że nie warto zostawać na nockę, nie dla mnie takie towarzystwo i takie zwyczaje, k... , a tak bardzo chciałem być sam. Zagotowałem wodę na herbatę, małe co nieco przy ognisku i dalej w drogę, czas jeszcze młody. Brzegiem Sanu przez lasy Kiczery Dydiowskiej do Pszczelin, po drodze mijam piękne stare drzewostany, mnóstwo śladów zwierzyny, temperatura wzrosła, śnieg zaczyna się topić, na drodze błoto. Małe uzupełnienie zapasów i ruszam na Otryt, wieczorem jestem w Chacie Socjologa. Na miejscu spotykam poznanych w Sanoku dwóch francuzów studiujących w Łodzi, przyjechali starym Maluchem poznać Bieszczady, tutaj rozpoczeła i skończyła się ich podróż, po co jechać dalej skoro jest tak fajnie. Poza nimi nikogo więcej w schronisku, dopiero wieczorem dojdzie jeszcze 2 osoby. Wsłuchiwanie się w odgłosy nocy z tarasu, kolacja przy kominku, wspólne plany i rozmowy do póżnych godzin, mniejsza jaskółka za 15 PLN moja.
Piątek powitał nas mgłą, chmurami i temp. w okolicy zera, śniegu niewiele (takie warunki utrzymały się do soboty), niestety wymuszona zmiana planów. Zejście do Lutowisk do sklepu m..., powrót inną drogą, pomagamy Łukaszowi przy znoszeniu i cięciu drewna do kominka, w międzyczasie opróżniamy butelkę. Dochodzi kilka nowych osób, wieczorem przyszedł Wojciech Sz., człowiek legenda, od 27 lat w Bieszczadach, muzyk, piosenkarz, bardzo ciekawy człowiek, wspólne śpiewy i rozmowy, nad ranem po wypiciu kilku 0,5l tematy najciekawsze wiec ja idę spać jako ostatni. Wyśpie się w domu, zawsze wstawałem pierwszy i grzałem wodę przy kominku dla wszystkich gdy inni jeszcze smacznie spali. Ostatni dzień (a w zasadzie noc) był dla mnie bardzo osobisty, pełen przemyśleń i refleksii, więc nie umieszczam zdjęć w galerii. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, nie żałuje ani minuty spędzonej na Górze Wolnej Myśli.
W sobotę rano marsz poza szlakiem do Lutowisk, autobus, kilka przesiadek i przed 22 byłem w domu.
Wypad był ogólnie udany, wiekszość celów zrealizowałem pomimo że pogoda nie była wymarzona. W Bieszczadach w sumie licząc swoje wypady spędziłem miesiąc, a wciąż ich nieznam, będę musiał tam znów pojechać.
Pozdrawiam, i zgodnie z ... tradycją Byna...
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/1019613054 ... zadyII2011#