Strona 1 z 3

Życie bez pieniędzy.

: 09 gru 2009, 21:47
autor: Hillwalker
"Żyje skromnie, ale dzięki odpadkom produkowanym przez miasteczko niczego mu nie brakuje

Jego przytulna jaskinia znajduje się o godzinę spaceru od miasta. Ma wymiary pięć metrów na półtora i zastawiona jest torbami z zapasem ryżu i fasoli na kilka dni, garnkami i książkami. Dzięki temu, co wyrzuca supermarket, może się dobrze odżywiać. Śmietniki innych sklepów w mieście zapewniają mu stałe dostawy odzieży, narzędzi, pościeli i sprzętu kuchennego.

Daniel Suelo słyszy cały czas to samo pytanie. "Dlaczego?" Ten 48-letni mężczyzna siedzi w kucki przed znajdującą się w pobliżu miasteczka Moab jaskinią, którą nazywa swoim domem, popija cedrową herbatę z wyszczerbionego kubka i wyjaśnia po raz kolejny, dlaczego ostatnie dziewięć lat żyje, obywając się bez pieniędzy.

– To jest instynktowne – mówi. – Tacy się rodzimy. Uzależnienie od pieniędzy sprzyja korupcji, a on nie chce wspierać skorumpowanego systemu. Jego życie ma również podstawy duchowe i filozoficzne. – Kamieniem węgielnym wszelkich duchowych przedsięwzięć i religii jest zrozumienie, że tak naprawdę nie posiadamy niczego – mówi.

Są też przyczyny zdrowotne. Suelo, który kiedyś nazywał się Shellabarger, nie ma takich trosk, jak spłata kredytu, rachunki do zapłacenia i konieczność zdobywania pieniędzy. Opalony z siwymi lokami okalającymi okulary w stylu Buddy Holly’ego promienieje zadowoleniem, przeciągając się w jesiennym słońcu w otoczeniu kaktusów i skał. – Myślę, że dla dobrego zdrowia najważniejsze jest brać rzeczy takimi, jakie są – mówi.

Dziesięć lat temu Suelo cierpiał na depresję. Ukończone studia na wydziale antropologii University of Colorado nie dawały mu satysfakcji. Właśnie wrócił po dwóch latach z Ekwadoru, gdzie przebywał jako wolontariusz Peace Corps. Był rozczarowany pracą w schroniskach dla ludzi bezdomnych i maltretowanych kobiet w Denver i Boulder. W końcu doszedł do wniosku, że jego narastająca rozpacz wynika z troski o finansową zdolność do utrzymania materialnego poziomu życia, którego, jak sobie uświadomił, nie potrzebował. Dlatego wszystko rozdał. – Całą naszą energię zużywamy na gromadzenie i zachowanie różnych rzeczy i nie potrafimy wyrwać się z tego okropnego cyklu – mówi.

Za swoje jedzenie i mieszkanie Suelo nie świadczy żadnego barteru ani pracy. Barter to forma pieniądza, a on nie chce mieć do czynienia z pieniędzmi w żadnej postaci. Obecnie wiedzie ascetyczne życie "sztuką i filozofią". Nie jest jednak pustelnikiem, lecz krąży często po mieście swym znalezionym na śmietniku rowerem i ma wielu znajomych. – To naprawdę najszczęśliwszy człowiek, jakiego znam. Jest tak pogodny, że to udziela się wszystkim naokoło – mówi Damian Nash, który w czasie studiów mieszkał w jednym pokoju z Suelo, a obecnie jest nauczycielem w Moab. – To żywy dowód na to, że nie pieniądze dają szczęście.

Każdego lata, kiedy upały w okolicy Moab stają się nie do zniesienia, zwłaszcza dla mieszkańca skalnej rozpadliny, Daniel rusza w drogę, odwiedzając znajomych i miejscowości na Zachodnim Wybrzeżu, gdzie znany jest jedynie jako "Suelo". – Nie mam pojęcia, co kryje przyszłość i nie martwię się tym. Ale im dłużej tak postępuję, tym bardziej absurdalny wydaje mi się powrót do dawnego życia – mówi. – Byłoby to jak powrót do niewolnictwa. To za wysoka cena do zapłacenia.

Jego przytulna jaskinia znajduje się o godzinę spaceru od miasta. Ma wymiary pięć metrów na półtora i zastawiona jest torbami z zapasem ryżu i fasoli na kilka dni, garnkami i książkami. Ale panuje tam swego rodzaju porządek, a materac do spania zwijany jest na dzień i chowany do niewielkiej wnęki w skale. Na występach ścian ustawione są różne bibeloty. W jaskini silnie czuć olejek paczuli, ale nie służy on do maskowania woni bezdomności. Suelo codziennie kąpie się w strumieniu płynącym poniżej jaskini. Jego ubranie, znalezione na śmietniku, jest zaskakująco eleganckie jak na kogoś, kto żyje jak tramp. Wyjściowe pantofle, spodnie, koszula zapięta aż pod szyję i całkiem nowy kapelusz z szerokim rondem nadają Suelo styl bardziej przedstawiciela bohemy niż bezdomnego włóczęgi.

Suelo żyje skromnie, ale dzięki odpadkom produkowanym przez miasteczko niczego mu nie brakuje. Raz w tygodniu odwiedza wysypisko śmieci w Moab, gdzie znajduje więcej, niż mu potrzeba. Dzięki temu, co wyrzuca supermarket, może się dobrze odżywiać. Często posila się czerstwymi pączkami lub przeterminowanymi słodyczami. Jak mówi, czekolada to "moje złoto".

Dzika cebula, rzeżucha, owoce opuncji, świdośliwa, ślaz i orzeszki piniowe rosnące w pobliżu jego domu są uzupełnieniem potraw, które przyrządza sobie w puszkach po kawie służących za piekarniki. Czasami gotuje mięso zwierząt zabitych w okolicy przez samochody, ale, jak twierdzi, nigdy nie chorował od zjedzenia zepsutej żywności.

Śmietniki innych sklepów w Moab zapewniają mu stałe dostawy odzieży, narzędzi, pościeli i sprzętu kuchennego. – Ludzie nie zdają sobie sprawy, ile naprawdę dobrych rzeczy się wyrzuca – mówi. – Po tylu latach wciąż nie mogę się temu nadziwić.

Suelo niegdyś obruszał się, słysząc, że ludzie nazywają go pasożytem, lumpem czy nierobem. Uwagi w rodzaju "znajdź sobie jakąś pracę" rzucane przez przyjaciół, członków rodziny i czytelników jego bloga (którego pisze na komputerze w bibliotece publicznej) już go jednak nie przejmują. Jak twierdzi, przestał się martwić tym, co inni o nim myślą.


Reżyser Gordon Stevenson nakręcił kilka lat temu krótki film dokumentalny o Suelo zatytułowany "Moneyless in Moab". Reakcje na ten film były na ogół pozytywne, ale zróżnicowane. Niektórzy uznali, że Suelo jest chory psychicznie. Inni dostrzegali sprzeczność pomiędzy odrzucaniem przez Suelo pieniędzy i jego zależnością od społeczeństwa, które ich używa.

– Jego styl życia zależy od ludzi, którzy korzystają z pieniędzy i niektórzy uważają to za sprzeczność, ale Daniel bardzo wyraźnie przyznaje, że jest w pewnym sensie pasożytem – mówi Stevenson. – Niektórych rozzłościła myśl, że posługiwanie się pieniędzmi jest niemoralne. Ale nie sądzę, by Daniel tak uważał. Wbrew pozorom, nie jest on skory do pochopnych sądów.

Nash często słyszy wyrazy niechęci wobec jego przyjaciela. – Sądzę, że on denerwuje ludzi, ponieważ są oni przekonani, że gdyby tylko mieli trochę więcej pieniędzy, byliby szczęśliwi – mówi Nash. – Jego sposób życia jest wyzwaniem dla ich świętego Graala, czyli amerykańskiego konsumpcjonistycznego marzenia.

Jest coś, co irytuje także Suelo: właściciele sklepów lub policjanci, którzy mówią mu, że nie może przeszukiwać śmietników "dla swojego własnego bezpieczeństwa". Miał już z nimi wiele starć, ale raczej nie w Moab, gdzie jest dobrze znany. – Chyba powariowali. Jeśli chcą się czegoś czepiać, to może lepiej tego, że wyrzucamy mnóstwo żywności – mówi Suelo. – Tym, co można znaleźć w śmietniku za Wal-Martem, dałoby się wykarmić wioskę. A ja biorę tylko kilka okruchów z tego dostatniego stołu.

Suelo często korzysta z hojności innych, choć sam nigdy nie prosi o pomoc. – Samowystarczalność nie jest moim celem – mówi. Czasami przebywa u kogoś w domu, ale nie może tam sobie znaleźć miejsca i tęskni za swoją jaskinią. Jeśli ktoś nalega, by coś sobie wziął, nie oponuje. Niedawno zaczął korzystać z zajęć jogi, które zaproponował mu jeden z jego przyjaciół. Kiedy jednak ktoś chce dać mu pieniądze, natychmiast odmawia. – Wszyscy jesteśmy całkowicie zależni od innych. Chodzi o to, by żyć swobodnie, teraźniejszością, dając i biorąc nieodpłatnie, bo tak jest w naturze – mówi. – Trzeba odrzucić władzę kredytu i zadłużenia i zaufać cyklowi natury.

Przyjaciel Suelo, Ray Pride, blisko dziesięć lat temu zabrał go na Alaskę, gdzie miał swoim kutrem łowić przez dwa miesiące łososie. Po zapełnieniu ładowni tysiącami tych ryb Pride usiłował po kryjomu wcisnąć mu nieco gotówki. Suelo zamierzał powłóczyć się po Alasce przez kilka miesięcy, a następnie wrócić autostopem do Moab. Pride był pewien, że pieniądze mu się przydadzą. – Znalazł te pieniądze i zostawił na kutrze – opowiada Pride, który mieszka w Moab. Suelo podróżował po Alasce przez dwa miesiące bez grosza w kieszeni. Kiedy wędrował wzdłuż wybrzeża, żywił się małżami i wodorostami, a gdy zapuszczał się w głąb lądu, grzybami i owocami leśnymi. Właśnie ta wyprawa zapoczątkowała jego życie bez pieniędzy.

Suelo dorastał w rodzinie chrześcijańskich ewangelików i jest obeznany z naukami Biblii. Cytuje także Koran, Torę, Księgę Mormona i myślicieli indyjskich. Wędrując po Alasce, myślał o swej duchowej orientacji i poczuł się hipokrytą. – "Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane" – mówi Suelo, cytując Ewangelię Mateusza (6, 33). – Czy ja w to wierzę? Jedyny sposób, by się przekonać, to spróbować tak żyć. Chciałbym móc przemawiać z głębi mego serca i żyć zgodnie z tym."


Tekst z onet.pl

: 10 gru 2009, 08:43
autor: slaq
Ciekawe co by było gdyby wszycy nagle wybrali taką drogę życia :mrgreen:
Nic do typa nie mam, ale nie lubię przesadnego idealizowania zwyczajnych nierobów.
No i to wplatanie religii też nie na miejscu uważam. Bo jak już zaczyna z cytowaniem 8-) to może niech zacznie od lenia i mrówki.

: 10 gru 2009, 09:19
autor: wolfshadow
Nierobem bym go raczej nie nazwał. Nawet trudno określić go jako pasożyta (przynajmniej do chwili gdy nie będzie musiał korzystać z pomocy socjalnej/opieki społecznej). Żyje na odpadach, które nikomu nie są potrzebne. Nie naprasza się o wsparcie finansowe na alkohol/narkotyki czy żarcie. Jedzie beztrosko po bandzie systemu w którym byt obywateli jest niewolniczo zależny od szeregu instytucji.

:569: :566: :568: :arrow: :roll: :arrow: :p :arrow: 8-)

: 10 gru 2009, 09:29
autor: slaq
Świetnie zatem wszyscy przenieśmy się do jaskiń 8-)

: 10 gru 2009, 09:54
autor: Regent
slaq pisze:Świetnie zatem wszyscy przenieśmy się do jaskiń 8-)
Albo raczej przestańmy wyrzucać dobre rzeczy na śmietnik.

: 10 gru 2009, 10:04
autor: mgr_scout
Regent pisze:Albo raczej przestańmy wyrzucać dobre rzeczy na śmietnik.
Nie tyle co dobre.. ale świadomie konsumujmy i nie tworzymy nadprodukcji śmieci

: 10 gru 2009, 10:38
autor: kalyk3
W Polsce by takie coś chyba nie przeszło. Raz dwa ktoś by mu okradł jaskinię. Dresy by go pobiły i zwyzywały.


Nie zmienia to jednak faktu, że tacy ludzie u nas żyją np w węzłach cieplnych, ale do tego zmusiło ich raczej życie.

: 10 gru 2009, 11:03
autor: Ciek
Historia fajna ale ja się zawsze zastanawiam jak słysze coś takiego co się stanie jeżeli dopadnie go choroba. Narwie sobie ziółek albo znajdzie coś w śmietniku? Umrze. A jak choroba dopadnie jego dziecko? Albo dziecko jego brata, siostry?

Sam żyję bardzo oszczędnie, mam stary samochód i nie zmienię go aż się nie rozkraczy. Nie noszę drogich markowych ubrań, nie piję, nie palę, nie ćpam. Książki ściągam z sieci. Ale pieniądze mam. Życie nauczyło mnie, że podstawą przetrwania nie jest nóż, krzesiwo czy żyłka z haczykiem ale kasa na koncie w banku.

: 10 gru 2009, 11:07
autor: przeszczep
Ciek pisze: Życie nauczyło mnie, że podstawą przetrwania nie jest nóż, krzesiwo czy żyłka z haczykiem ale kasa na koncie w banku.
hehe, coś w tym jest ;)
A co do chorób też mnie to zawsze zastanawiało... Pewnie szuka pomocy wśród ludzi, znajomych itp W końcu sporo ich ma.

: 10 gru 2009, 11:36
autor: Jaca
Ciek pisze:Życie nauczyło mnie, że podstawą przetrwania nie jest nóż, krzesiwo czy żyłka z haczykiem ale kasa na koncie w banku.
Kiedyś nie było pieniędzy i ludzie jakoś żyli. Tak więc nie zgodzę się do końca że kasa jest podstawą przetrwania. Wiadomo że żeby przeżyć dzień powszedni w dzisiejszym mieście kasa się przydaje. Ale nigdy nie można przewidzieć takich sytuacji w których pieniądze mogą zupełnie stracić wartość. Zawsze może wybuchnąć jakaś nuklearna wojenka, czy padną systemy bankowe. Jak wiemy wszystko oparte jest na elektronice a ta czasem bywa zawodna. Wtedy wirtualne pieniądze mogą zupełnie przepaść i nagle się okazuje że przydał by się nóż i krzesiwo. A ludzie którzy polegali tylko na swoich plastikowych kartach czy innych tam drukowanych papierkach z królami czy innymi prezydentami mogą się zdziwić. Dlatego podstawą przetrwania nie są pieniądze bo to rzecz przez nas wymyślona i zawsze może zaginąć, podstawą przetrwania jest raczej wiedza i doświadczenie + kilka przydatnych przedmiotów. Chociaż pieniędzy zawsze można użyć na rozpałkę :mrgreen:

Wszystko jednak zależy od tego o jakim przetrwaniu mówimy.

: 10 gru 2009, 12:03
autor: Regent
Jaca pisze: Kiedyś nie było pieniędzy i ludzie jakoś żyli.
No właśnie "jakoś".

: 10 gru 2009, 12:17
autor: Jaca
A teraz nie żyjemy jakoś ? Co z tego że mamy zdobycze techniki, samochody, mikrofale i inne duperelstwa. Z każdym taki czynnikiem człowiekowi przybywa tylko problemów w życiu. A wśród plemion które nie znają pieniędzy największym zmartwieniem jest to czy pójdą spać z pełnym, czy pustym żołądkiem. Teraz pomyśl nad iloma problemami ludzie muszą się zastanawiać w ciągu jednego dnia w cywilizowanym świecie, ile to ich stresu kosztuje i w jaki sposób przez takie życie obchodzą się z naturą. Ja osobiście mogę typkowi tylko pozazdrościć jaj że zdecydował się tak żyć. Bo jak śpiewała Pidżama:


"Co się liczy najbardziej !
Spokój w głowach"

: 10 gru 2009, 12:24
autor: Ciek
Jaca, nie zgodzę się. Pieniądze funkcjonują z powodzeniem od tysięcy lat. Bez przerwy, nawet w najgorszych okolicznościach, jak wojna światowa. Są niezniszczalne tak długo, jak długo będzie istnieć nasza cywilizacja i handel. Mogą tylko zmienić formę. Oczywiście najlepiej mieć i kasę i sprzęt i wiedzę, to wszystko jest osiągalne. A koleś z historyjki tego nie ma. On nie jest przykładem sztuki przetrwania, choć pewnie wiedze ma znacznie większą niż którykolwiek z nas. Tylko, że nastawianie się na życie bez kasy jest jak wejście do dżunglii bez maczety; może się udać albo i nie. Z jednej strony to wolny wybór wchodzącego, a z drugiej niepotrzebne ryzyko.

A co do tego jak kiedyś ludzie żyli to żyli, między innymi, krótko. Ja, jako dziecko miałem ostry przypadek zapalenia wyrostka robaczkowego. Gdybym mieszkał sobie w jaskini to chyba już dawno by mnie nie było.

: 10 gru 2009, 12:43
autor: Jaca
Ciek pisze:A co do tego jak kiedyś ludzie żyli to żyli, między innymi, krótko. Ja, jako dziecko miałem ostry przypadek zapalenia wyrostka robaczkowego. Gdybym mieszkał sobie w jaskini to chyba już dawno by mnie nie było.

No żyli krócej ale za to jak :mrgreen: A co do chorób to trzeba się zastanowić co jedzą ludzie w cywilizowanym świecie, a co ci którzy czerpią tylko z natury. Wystarczy popatrzeć na etykiety co tam sobie spożywamy, a przecież jesteśmy tym co jemy. Może gdybyś nie spożywał takiego syfu jakim nas faszerują aktualnie to nie miał byś ataku wyrostka. Natura jest brutalna niestety, ale działa doskonale i to dłużej niż sami ludzie. A ludzie od długiego czasu skutecznie chcą ją zniszczyć nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Ale jeszcze spotka nas za to kara i pieniądze czy długość życia nam w tym nie pomoże. Matka natura obudzi się kiedyś z letargu i nam srogo odpłaci za zachwianie równowagi biologicznej.

: 10 gru 2009, 13:04
autor: Ciek
Już spotykają nas kary. Jesteśmy słabi, otyli, chorobliwi ...

Sowją droga, u nas ciężej być pustelnikiem, żeby chociaz, kurde, palmy kokosowe rosły :)

: 10 gru 2009, 13:59
autor: zarat
Ciek, a co jeśli stanie się technologiczna osobliwość? Na przykład powstaną roboty, które przejmą miejsca pracy w fabrykach, w zarządzaniu, w administracji, policji, straży pożarnej, służbie zdrowia itd. Jedyni ludzie, którzy będą mieli pracę to będą twórcy robotów i naprawiający je, ale to też się skończy, gdy skonstruuje się roboty zdolne naprawiać inne, a także produkować nowe. System oparty na pieniądzach zawali się, bo ludzie nie będą dostawali pieniędzy za pracę - i rynek zbytu zniknie.

Niekoniecznie to musi się wydarzyć w jednym momencie, może to być powolny proces, który już został zapoczątkowany - np. roboty w fabrykach samochodów składające pojazdy zamiast ludzi.

: 10 gru 2009, 14:11
autor: Ciek
Wtedy moglibyśmy sprzedawać sobie to co jest niepowtarzalne; sztukę, seks, emocje ...

: 10 gru 2009, 14:41
autor: kalyk3
To jest bez sensu. Oni będą robić rzeczy ale nikt ich nie będzie mógł kupić bo nie będzie miał na nie pieniędzy. To po co je będą robić? I jak się będzie zarabiać? (oprócz sprzedawania emocji)

: 10 gru 2009, 16:39
autor: thrackan
Kiedyś czytałem zajefajną książkę, ale od trzech lat bezskutecznie próbuję sobie przypomnieć jej tytuł. Opowiadała o losach dwóch grup ludzi. Pierwsza grupa została wysłana jako bodajże zahibernowane niemowlęta (+/-) wraz z zestawem najnowocześniejszych robotów i ogromnymi cyfrowymi bibliotekami wiedzy technicznej i przyrodniczej w kierunku planety, która była wedle badań teledetekcyjnych idealna do zamieszkania. Roboty miały za zadanie wybudzić i wychować to pokolenie, oraz zapewnić im przetrwanie. Okazało się, że z tą grupą nie dało się uzyskać z Ziemi kontaktu.

Wysłano na tę samą planetę jakieś 20-30 lat później drugą grupę kilkuset żywych ludzi na statku jako miniaturę zorganizowanego społeczeństwa z różnymi kastami techników/naukowców/polityków/lekarzy/chyba też kapłanów. Podróż obu grup trwała też sporo lat, więc na drugim statku było już pokolenie starszych ludzi zrodzonych w przestrzeni kosmicznej i nie znających żadnej planety. Gdy owa grupa dotarła do pierwszej z zamiarem przejęcia władzy nad pierwotnymi kolonizatorami planety przeżyli szok.

Dlaczego? Ano pierwsza grupa zorganizowała całkiem ciekawe społeczeństwo. Roboty, jakie z nimi przybyły były w stanie (chyba po pewnym samorozwoju) zapewnić energię dla siebie i ludzi, wydobywać surowce i produkować pożywienie z dostępnej biomasy. Okazało się, że mogą produkować właściwie za darmo wszystko, co możliwe, od broni i rzeźb (według zaprogramowanych ziemskich wzorów) po domy i roboty medyczne. Przy tym wszystko było darmowe - wszystkie produkty leżały w ogromnej liczbie takich samych egzemplarzy w przepastnych magazynach. Wystarczyło wejść sobie z wózeczkiem i brać co oczom się spodoba. Pierwsza grupa miała też zasadę, że społeczeństwo opierało się na umiejętnościach i to one były walutą, a precyzyjniej "abonamentem" na uczestnictwo w tej wspólnocie. Jedni prowadzili bary, inni malowali artystycznie domy, produkowali rzeźby uczyli itp. Była oczywiście grupa odludków, którzy zajmowali się polowaniem w górach i wymieniali skóry zwierzęce, ograniczając resztę kontaktów. W dodatku każdy miał przy sobie broń. I każdy był równorzędnym obywatelem. Nie było żadnej warstwy rządzącej.

Gdy na miejsce doleciała druga grupa, próbowała wprowadzić swe rządy siłą - nie wyszło. Gdy poszli do magazynów z towarami brali wszystko to, co na ziemi oznaczało prestiż, choć nie koniecznie było im to potrzebne. "Pierwsi" patrzyli na nich ze zdziwieniem, widząc, jak biorą po kilka sztuk idealnych kopii obrazów typu "Mona Lisa" i "Słoneczniki". Gdy jeden facet z drugiej grupy w barze chciał zgwałcić dziewczynę z pierwszej, ta najpierw dała mu słowną reprymendę, a gdy nie przestał, zwyczajnie wyjęła rewolwer i zastrzeliła nachalnego delikwenta. Ogólne stwierdzenie było takie, że koleś nie nadawał się do życia w społeczeństwie. Więc go wykluczono.

No dobra, koniec tego zdradzania fabuły. Teraz prośba. Czy ktoś mi może pomóc i wskazać tytuł powyższej książki? Bardzo chętnie przeczytałbym ją jeszcze raz. (Możliwe, że poprzekręcałem część zdarzeń, ale ogółem powinno się zgadzać z oryginałem)

Pozdrawiam,
Thrackan

: 10 gru 2009, 19:00
autor: unabomber

Historia fajna ale ja się zawsze zastanawiam jak słysze coś takiego co się stanie jeżeli dopadnie go choroba. Narwie sobie ziółek albo znajdzie coś w śmietniku? Umrze. A jak choroba dopadnie jego dziecko? Albo dziecko jego brata, siostry?
Tak umrze. Każdy kiedyś umrze. Nie masz wpływu na to kiedy to się stanie. Pierwsi powinni umierać najsłabsi. Człowiek zakłóca tą równowagę w swoimi (a nawet nie tylko w swoim) gatunku. Jaki jest tego efekt? Sześć miliardów bezmyślnych niewolników jedzących to co mają jeść, czytających to co mają czytać, robiących to co im się każe. Pozbawionych świadomości swoich możliwości. Wyspecjalizowanych w jednej, wyimaginowanej dziedzinie. Coraz mniej sprawnych. Intelektualnie i fizycznie. Przede wszystkim nie potrafiących zaspokoić swoich podstawowych potrzeb. Całkowicie zależnych od wymyślonego systemu.

Życie nauczyło mnie, że podstawą przetrwania nie jest nóż, krzesiwo czy żyłka z haczykiem ale kasa na koncie w banku.
Dopóki te banki istnieją. Dopóki nie zbankrutują. Dopóki chcą dawać Ci swoje pieniądze. Dopóki im ktoś ich nie zabierze. Dopóki jest dość prądu aby otworzyć sejf i te papierki policzyć...

To nie życie, to wymysły.

: 10 gru 2009, 19:15
autor: Logan
wielki szacunek dla kolesia ... dobrowolnie wyzbyli się pieniędzy a przecież pieniądze nas zatruwają z jednej strony życie bez nich było by ******** a z drugiej człowiek dla pieniądza zrobi wszystko trzeba znać wartość pieniędzy nie fizyczną taką jak ja piszą w kantorach lecz taka jaka jest naprawdę czyli tyle ile warty jest papier pieniądze są dobrem i złem zarazem


może łaskawie wstawisz przecinki, kropki itp?

: 10 gru 2009, 23:39
autor: Parthagas
"Tak umrze. Każdy kiedyś umrze. Nie masz wpływu na to kiedy to się stanie."
Mogę sobie strzelić w łeb.
"Pierwsi powinni umierać najsłabsi."
Tzn. Ci, którzy mają najsłabszy organizm, czy Ci, których nie stać na kosztowne leczenie?
Kasa na koncie w banku nie jest pewna, zresztą, co jest pewne oprócz śmierci?
U nas na pewno znaleźliby się chętni, by facetowi życie w jaskini umilić, zwłaszcza po takim artykule - "Myślisz, że życie bez pieniędzy jest szczęśliwe, my Ci udowodnimy, że nie!!!"

: 11 gru 2009, 08:03
autor: wolfshadow
Nie ma co generalizować. Mamy swoje zdobycze cywilizacyjne, kulturę i sztukę, naukę. Żyjemy we względnym komforcie. Nie ma opcji, żeby całe narody wróciły do skakania po drzewach. Wszystko to indywidualny wybór danego człowieka. Niemniej tak już na tym świecie jest, że jak człowiek nie idzie w jednym szeregu z całym stadem "baranów" zostaje uznany co najmniej za dziwoląga. Np. takie dziwolągi będą kimały w zimną, grudniową noc w pewnym kompleksie leśnym na Jurze, zamiast weekend spędzić przy cieple domowego ... kaloryfera. :lol:

Rozmawiałem kiedyś z Łukaszem Łuczajem na temat ludzi trafiających na jego warsztaty. W większości przypadków są to tzw. pracownicy umysłowi wśród których znaczną grupę stanowią pracownicy związani z informatyką. Jakoś mnie to nie zdziwiło :lol:

: 11 gru 2009, 08:37
autor: slaq
Ja tam go za dziwoląga nie uważam. Uważam go za nieroba. Nic bym nie powiedział gdyby chociaż trochę pomyślał. Ot choćby zbił sobie ze trzy klatki na króliki i je hodował - nie musiał by jeść trafionych zwierząt tylko swoje własne. Jakiś ogród może ?? No ale lipa bo trzeba przy tym pracować ;)
Cała masa ludzi tak żyje i pracuje. Żyje godnie nie grzebiąc w śmieciach. Ten dorabia sobie filozofie i tym mnie denerwuje. A i nie czuje się niewolnikiem, jestem pełen nadzieii i myśle pozytywnie :mrgreen:

: 11 gru 2009, 09:24
autor: Dąb
Ale po co ma to robić, jak przejdzie się kawałek i ma kupę żarcia bez żebrania opieki społecznej itd. Bierze to co inni WYRZUCAJĄ, a że jest nierobem, no cóż życie trzeba sobie ułatwiać a nie utrudniać, po co ma sobie utrudniać królikami czy ogródkiem, jak leży tyle nie potrzebnych rzeczy na ulicy. Chociaż przyznam, że dorabianie przez niego filozofii śmieszy mnie trochę.