Społeczeństwo polskie przypomina cytrynkę, z której politycy do spółki z „inwestorami” wyciskają soki. Proces ten od lat się stopniowo nasila (proponuję zerknąć sobie np. jak rosła stawka ZUS od "reformy"emerytalnej) i nic nie wskazuje na to by miał zostać odwrócony albo chociaż złagodzony. Niestety, jest to samonakręcająca się spirala kryzysu, z której zwyczajnie nie ma wyjścia. Im więcej soku się wyciśnie, tym większe na niego zapotrzebowanie bo przecież ci wszyscy ludzie, których nie stać już na luksus pracowania bo nie są w stanie zarobić na same obciążenia, a co dopiero na jakiś zysk, wciąż złośliwie chcą żyć więc ratują się jak mogą, a to emeryturką, a to rentką, a to bezpośrednio transportem konserw (bo i w naturze państwo opiekuńcze daje jakby ktoś nie wiedział) więc też trzeba dla nich soku wycisnąć z tych co się ostali więc znów ktoś sobie odpuści i tak w koło Macieju.
Nie chodzi o to, że popełniono znane jeszcze z czasów tow. Chruszczowa wypaczenia. System ten nie ma zwyczajnie racji bytu i bynajmniej nie mam tutaj na myśli tylko ubezpieczeń społecznych będących prostym modelem
schematu Ponziego ale w ogóle system panujący w naszym (k)raju. Biegunka legislacyjna i związana z nią biurokracja odbiera ludziom chęć do życia (a co dopiero mówić o pracowaniu) więc musi się to przekładać na ogólną sytuację ludności. W Paradoksalnie jednak od lat stara się nam wmawiać, że sytuacja Zielonej Wyspy jest oderwana od sytuacji wyspiarzy i może być tak, że w „gospodarce” jest lepiej podczas gdy w kieszeniach i brzuchach wyspiarzy coraz gorzej. Mnie osobiście wydaje się to troszkę nielogiczne i prowadzi mnie do wniosku, że jeżeli państwo i gospodarka, które w założeniu powinny być sumą indywidualnych interesów wyspiarzy pozostają z tymi interesami w wyraźnej sprzeczności, to powinno się to państwo i gospodarkę rozstrzelać lub też powiesić, co może byłoby akuratniejsze biorąc pod uwagę uwarunkowania historyczne gdyż rozstrzelanie było śmiercią honorową, natomiast dla pospolitych opryszków przeznaczano sznur.
Osobiście nie potrafię odpowiedzieć na pytanie dlaczego jest jak jest. Występuje tutaj zapewne wiele czynników:
- począwszy od zwykłego parcia polityków do koryta, które wymaga obiecywania gruszek na wierzbie a to z kolei wymaga finansowania długiem, poprzez
- zwykłą zdradę(przykładowo, będąc premierem zadłużam kraj po uszy, na czym korzysta np. jakiś tam bank gdzieś tam, a po zakończeniu kadencji dostaję od tego banku jakąś tam posadę gdzieś tam, oczywiście wszelka zbieżność z byłym premierem Kazimierzem M. jest niezamierzona i przypadkowa, ewentualnie inny przykład: daję dymać ojczyznę na całego euro - kołchoźnikom w zamian za intratną posadkę w Brukseli po zakończeniu zabawy – wariant najprawdopodobniej realizowany przez obecnie miłościwie nam panującego Donalda T.) ewentualnie
- planowanie Sił Wyższych (przykładowo, nasi przyjaciele z zachodu w trakcie pierwszej fazy integracji europejskiej w latach 1939-45 tak pięknie opisanej choćby przez
Waltera Funka w jego wiekopomnym dziele pt. „Integracja Europejska” z 1941 r. na temat „centralnej Unii Europejskiej” wskazywali terytoria na drugim brzegu Odry zamieszkane przez podludzi jako rezerwuar taniej siły roboczej pozbawiony w zasadzie własnego przemysłu ciężkiego i faktycznie się to udało. Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności, eh?

) ale w szczególności zaciekawić szanownych miłośników przyrody mogłaby jedna z moich ostatnich teorii, mówiąca, że
- lewactwo wraz z wszelkimi jego konsekwencjami obserwowanymi dzisiaj może być naturalnym mechanizmem zapobiegającym nadmiernemu rozpanoszeniu się ludzkości. Pomimo tego, że jesteśmy zwierzętami, dzięki inteligencji potrafimy skutecznie przezwyciężyć tradycyjne naturalne regulatory – drapieżniki, choroby, głód, pragnienie itp. W sytuacji takiej powinno dochodzić do gwałtownego wzrostu populacji ale z jakieś przyczyny nie dochodzi. Na pewnym etapie zaawansowania ludność sama zaczyna czynić swoje środowisko coraz bardziej niezdatnym do życia i populacja spada - z tego co pamiętam nigdzie w EUropie nie ma współczynnika dzietności powyżej 2,0, który dopiero gwarantuje zastępowalność pokoleń. Wygląda to tak, jakbyśmy sami dla siebie byli regulatorem. Teoria ta jest o tyle dobra, że prosto wytłumaczyć dlaczego to społeczeństwa wysoko rozwinięte dążą do autodestrukcji, a mniej rozwinięte nie – z globalnego punktu widzenia to wysoko rozwinięci są większymi szkodnikami nawet przy mniejszej populacji ze względu na większą konsumpcję, która robi większe spustoszenia w otoczeniu.
Teorie pewnie dałoby się mnożyć, jakby jednak na sprawę nie patrzeć to nie ulega wątpliwości, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej i to o wiele i niestety żadna kreatywna księgowość w ukrywaniu rzeczywistych rozmiarów zadłużenia ani fałszowanie statystyk nie wpłynie na to, że w pewnym momencie już zwyczajnie nikt nie będzie już chciał pożyczać więcej kasy więc rzeczywistość rozsypie się jak domek z kart. Polska na tle EUropy jest w bardzo złej sytuacji bowiem jest biedniejsza od „starej” EUropy czyli ma mniejsze możliwości manewru i krócej będzie trwać lot na dno, jednocześnie jako państwo stosunkowo duże boryka się ze znanym z teorii zarządzania problemami bezwładu organizacyjnego. Nie pomaga nam również fakt podążania ścieżką wytyczoną przez bratni naród grecki, a mianowicie koloryzowanie statystyk połączone z zadłużaniem, zadłużaniem, zadłużaniem, zadłużaniem, zadłużaniem, gdzieś w międzyczasie olimpiada albo inne euro i … koniec
Dlatego też opowiadam się raczej za scenariuszem „na obczyźnie” bo szansa na spokojne życie u nas jest mniejsza niż gdzie indziej i wciąż maleje. Plusem jest fakt, że jest jeszcze w miarę spokojnie i ludzie sobie umierają po cichutku w domach, doświadczając ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej ze strony konsorcjum Zakładu Utylizacji Staruszków i Narodowego Funduszu Zagłady ale przyszłość jest zawsze większą lub mniejszą niewiadomą i nikt nie jest w stanie powiedzieć jak długo ta sielanka się utrzyma. Oczywiście, skoro przyszłość jest niewiadoma, to równie dobrze już niedługo może mieć miejsce wielki dobrobyt, głębokie reformy, niskie podatki, masowe zwolnienia urzędników, powszechna wolność, zastąpienie biurokratycznej unii umową międzynarodową o swobodnym przepływie ludności, dóbr, usług i kapitału … chociaż ja jakiś czas temu przestałem już wierzyć bajki, ale kto wie
Tak na marginesie, jak już wspomnieliśmy o tej Helladzie, Puchal, jak tam twoi znajomi z Grecji? Nadal mówią o kaczkach dziennikarskich z kryzysem? Coraz
ładniejsze obrazki można sobie zobaczyć ostatnio w sieci, zaryzykowałbym zatem stwierdzenie, posiłkując się mądrością Nadredaktora Michnika, że niektórzy „nie dość uważnie przeczytali Marksa oraz Lenina”, iż znajomi wciąż nie zdają sobie sprawy z soc-mądrości mówiącej, że wraz z rozwojem rewolucji walka klas się zaostrza

Patrzę z zaciekawieniem na długookresowe prognozy pogody i się zastanawiam czy nasze lato mogłoby być równie gorące co grecka zima. Eh, pożyjemy – zobaczymy, chociaż nie ulega wątpliwości, że bez względu na to kiedy nastąpi wybuch, pozostając w klimatach południowych Greka Zorby, to będzie piękna katastrofa
P.S. Widziałem ostatnio ładny cytat przypisywany Kisielowi, chociaż z tego co pamiętam popełnił coś takiego R.A. Ziemkiewicz w czasach zanim jeszcze odkrył, że jest genetycznym patriotą:
„Życie w Polsce przypomina plywanie w kisielu – niby plywasz ale kazdy ruch wymaga wysilku, materia caly czas stawia opor, jestes caly czas zmeczony, ale nie wiesz czym bo przeciez myslisz, ze tak ma byc wiec o co chodzi? Dopiero ci co wyjada na tzw. Zachod zaczynaja plywac w wodzie, kazdy ruch jest latwy i lekki – dopiero wtedy mozna poczuc roznice. Nie ma co sie dziwic, ze kto pozyl na Zachodzie to w wiekszosci przypadkow nie chce wracac do PLu. Kto raz plywal w wodzie to juz w kisielu meczyc sie nie chce. Ci co zostali w PL tego nie rozumieja – kto cale zycie mozolnie plywa w kisielu nie jest sobie w stanie wyobrazic lekkosci plywania w wodzie”
(braku polskich liter nie chce mi się poprawiać, widać zrobiliśmy się takimi kosmopolitami, że nie są już nam potrzebne te ogonki)