Trafiłam do Was zjeżdżając na nartach:)
Otóż robiłam ostatnio kurs instruktora narciarstwa zjazdowego w Szkole Górskiej w Łętowem (Gorce). I szef szkoły, były wojskowy organizuje także surwiwalowe eskapady. Siedząc na wykładach rzuciłam okiem na biblioteczkę i wpadła mi w oko książka Pana Łukasza Łuczaja, a potem już poszperałam w sieci i tak oto do Was trafiłam:) Piję sobie herbatę i czytam, czytam, czytam:)
Mieszkam w Krakowie, a od zawsze jeżdżę do Koninek (Gorce, Beskid Wyspowy). Mieliśmy tam kiedyś drewnianą chatkę w lesie, a teraz jest spory dom, nadal w lesie. Moi rodzice rzucili miasto 4 lata temu, co i ja uczynię za kilka lat.
Szwędam się po lesie odkąd pamiętam, ale jestem dziennym wędrowcem, z kanapką i termosem. Zawsze kręciła mnie umiejętność radzenia sobie w sytuacjach awaryjnych. Swoista samowystarczalność.
Plan na najbliższy czas mam taki, żeby doposażyć plecak, zamówiłam kilka książek i chcę coś liznąć wiedzy i bardzo chciałabym dołączyć do jakiejś zgranej ekipy wędrowców:) Być może właśnie w tej Szkole Górskiej, gdzie robiłam kurs narciarski.
Jeżdzę na nartach, desce, rowerze po lasach, rolkach po asfalcie, lubie biegać. Pływam dość nędznie. Lubię się ruszać. W zeszłe wakacje zrobiłam kurs spadochronowy, bo jakby trzeba było kiedyś gdzieś wyskoczyć, to dobrze wiedzieć jak

Aha, a zawodowo zajmuję się organizowaniem zajęć dla dzieciaków. Twórczo, sportowo, terenowych.
Mam dwójkę swoich (Pola 10l, Nadia 7l) i stanowimy zgraną trójkę. Obie mają plecaki i często szwędają się ze mną po ścieżkach.
Ale się cieszę, że Was znalazłam:)
Pozdrawiam,
skadia
(Anna Kasprzyk)