Zimowy spacer...
: 26 sty 2008, 13:44
Wczorajszego dnia wybrałem się na niewielka wyprawę po raz pierwszy od paru miesięcy <miałem przestój bo panowie lekarze zabronili mi takich szaleństw po pobycie w szpitalu>
Koło godziny 10 zjadłem śniadanie - 2 kromki każda z plasterkiem wędliny <około 300-350 kcal i to jedyne co zjadłem do powrotu do domu>, o 13 wyszedłem z domu. Pogoda prawie wiosenna, słoneczko świeciło tylko wiatr nieco przeszkadzał, temp. odczuwalna wg accu wether wynosiła -1/0 i miała się obniżyć jeszcze do -4/-5.
Wyposażenie - Desanty, BDU i polar oraz czapka to jedyne co wziąłem ze sobą. Plus nóż, zapalniczka z latarką diodową i manierka <0,5l wody w środku>.
Planowana trasa - około 30 km.
Widoki naprawdę przepiękne, niby zima, styczeń, ale nigdzie śniegu - Góry Świętokrzyskie przy pomarańczowym zachodzie słońca naprawdę wyglądają niesamowicie...
To co chciałem opisać to stan jaki mi się przydarzył po około połowie trasy. Zacząłem wpierw odczuwać głód. Najpierw delikatny a potem coraz silniejszy, aż do ustąpienia tego zjawiska. Zarazem zacząłem odczuwać spadek energii w organiźmie, coraz słabiej pracowały mięśnie. Nie zrobiłem sobie żadnej dłuższej przerwy i przez cały czas marszu miałem 4 postoje po max 5 minut, cały czas próbowałem utrzymać jednakowe tempo marszu. Ciekawe doświadczenie, bo człowiek mógł analizować poszczególne fazy zmęczenia i głodu, oraz to w jaki sposób można wpływać na swoje możliwości psychomotoryczne.
Koło godziny 10 zjadłem śniadanie - 2 kromki każda z plasterkiem wędliny <około 300-350 kcal i to jedyne co zjadłem do powrotu do domu>, o 13 wyszedłem z domu. Pogoda prawie wiosenna, słoneczko świeciło tylko wiatr nieco przeszkadzał, temp. odczuwalna wg accu wether wynosiła -1/0 i miała się obniżyć jeszcze do -4/-5.
Wyposażenie - Desanty, BDU i polar oraz czapka to jedyne co wziąłem ze sobą. Plus nóż, zapalniczka z latarką diodową i manierka <0,5l wody w środku>.
Planowana trasa - około 30 km.
Widoki naprawdę przepiękne, niby zima, styczeń, ale nigdzie śniegu - Góry Świętokrzyskie przy pomarańczowym zachodzie słońca naprawdę wyglądają niesamowicie...
To co chciałem opisać to stan jaki mi się przydarzył po około połowie trasy. Zacząłem wpierw odczuwać głód. Najpierw delikatny a potem coraz silniejszy, aż do ustąpienia tego zjawiska. Zarazem zacząłem odczuwać spadek energii w organiźmie, coraz słabiej pracowały mięśnie. Nie zrobiłem sobie żadnej dłuższej przerwy i przez cały czas marszu miałem 4 postoje po max 5 minut, cały czas próbowałem utrzymać jednakowe tempo marszu. Ciekawe doświadczenie, bo człowiek mógł analizować poszczególne fazy zmęczenia i głodu, oraz to w jaki sposób można wpływać na swoje możliwości psychomotoryczne.