Na razie w styczniu udało mi się tylko raz być w lesie - zrobiłem sobie 25-kilometrową wędrówkę po Wielkopolskim PN (Stęszew - rynna jezior Witobelskiego i Łodzko-Dymaczewskiego - Mosina). Cisza, spokój, prawie zero ludzi, kilka saren, dzięcioły (czarne i duże), krogulec, myszołowy, dzikie gęsi i zimująca czapla. Kilkanaście fotek można obejrzeć tu:
http://picasaweb.google.com/Nordwest2008/WPNStycze#
Jest tam kilka zdjęć z Łodzi

- ale nie ze stolicy województwa, tylko z wsi pod Poznaniem o takiej nazwie. Jest w niej m.in. drewniany kościół z XVII w. (przyległa kaplica grobowa Potockich jest większa od samego kościoła), dawny kościół ewangelicki oraz 300-letnia lipa.
Pamiątką po ponurych czasach II wojny światowej jest krzyż w Starym Dymaczewie - upamiętnia ofiarę jednej z najbardziej perfidnych zbrodni niemieckich w okupowanym "Warthelandzie". Otóż w 1942 roku 26-letni Ludwik Bajer przyniósł chleb i wodę człowiekowi w mundurze brytyjskiego lotnika ukrywającemu się w pobliskim lesie. Niestety był to przebrany SS-mann. Bajer został publicznie powieszony. Podobnej prowokacji naziści dopuścili się w 1944 w Trzebawiu, z tym że prowokator był w mundurze radzieckim.
Jeziora mocno zamarznięte, w wielu miejscach piękna szadź na drzewach. Zwłaszcza liściasty, biało-czarny las sprawia dziwne wrażenie. Właśnie podczas tej wędrówki miałem przeżycie o którym wspomniałem też w wątku "dziwne sytuacje". W pewnym momencie wydawało mi się, że ktoś na mnie patrzy. Chwilę potem 3 sarny obiegły mnie dużym łukiem, najpierw równolegle do ścieżki którą szedłem, a potem ją przecięły. Przypuszczam, że musiałem je kątem oka zauważyć chwilę wcześniej (może sam ruch) ale umysł tego nie odczytał jednoznacznie tzn. nie rozpoznał "o sarna", stąd to dziwne wrażenie.
W ten weekend z powodu obowiązków zawodowych nigdzie nie udało się wyskoczyć, ale już ostrzę sobie zęby na następny...