Zaprawdę dawne to były dzieje gdy o polarach, goratexach, śpiworach puchowych czy morkach nikt nie słyszał. Podobnie rzecz się miała z komputerami, komórkami i internetem, ale te nie są tematem tej opowieści więc nas nie interesują.
Czasem zastanawia was, ba a nawet co niektórzy próbują praktycznie, jak sobie poradzicie w terenie przy takich czy innych ograniczeniach.
A zadaliście sobie pytania czy umielibyście nie tylko zadbać o siebie ale jeszcze zadbać o innych, zorganizować ich jakoś ?
Czy to wypadek komunikacyjny, czy kataklizm, czy inne nieszczęście, to zdecydowana większość ludzi nie ma pojęcia co robić – i w takiej sytuacji jesteś Ty, z gronem kolegów z firmowej wycieczki, bądź rodzinką gdzie wujostwo jedyny ogień jaki widziało to ten z gazowego grilla.
Podobny pomysł przyświecił kiedyś grupie ludków z Survivalowego Klubu Karkonosz, którzy postanowili zorganizować obóz survivalowy. Kilkadziesiąt rozbrykanych nastolatków do ogarnięcia przez kilku początkujących instruktorów w całkowicie świeżym terenie.
Jak teraz o tym pomyślę to od razu było można przewidzieć że będzie „wesoło”.
Jako teren wybrałem okolice swojego dzieciństwa, lasy w dawnym woj. Gorzowskim. Obecnie Park Narodowy Ujście Warty.
Powiedzieć łatwo zrobić trudniej, nim wreszcie znaleźliśmy odpowiedni teren
i uzyskaliśmy zgodę na zorganizowanie obozu ( a właściwie kilka pozwoleń : właściciel terenu, nadleśnictwo, kuratorium oświaty, sanepid, straż pożarna, pogotowie … ) to trochę się na-zwiedzaliśmy, ale to temat na osobną historię.
By nieco ułatwić sam start z kompletnie nie przygotowanymi uczestnikami zadbaliśmy o duże harcerskie namioty wypożyczone z hufca ZHP i wojskową kuchnie polową. Nad ogniskiem ciężko ugotować obiad na 40 osób – tak wiem, wiem, teraz to i ja tak potrafię – ale to było ponad 20-cia lat temu.
Zaś sanepid wymagał kuchni i magazynu żywnościowego, zaś kuratorium dodatkowo świetlicy/stołówki, o umywalni i toalecie nie zapominając – ot takie wymogi, i trzeba było to wszystko postawić od podstaw, i to tak by było zgodne z licznymi przepisami.
To tyle przydługiego wprowadzenia.
Nastał początek obozu, przyjechała ciężarówka z namiotami, autokar z uczestnikami ( młodzież 14-17 lat ), i się zaczęło…..
Namioty to drobiazg bo każdy z instruktorów już miał za sobą jakieś obozy harcerskie więc tylko problem z odpowiednim pokierowaniem ludźmi … akurat…. na koniec dnia byliśmy bardziej zajechani niż gdybyśmy sami te namioty mieli postawić.
A kolejne dni to kolejne wyzwania.
Drugiego dnia podzieliliśmy ponad trzydziestkę uczestników na zespoły, z których każdy miał ściśle określone zadania.
Nawet zacząłem mieć dobry humor bo prace przy stawianiu obozowiska szły całkiem prężnie, a było tego trochę : kuchnia, stołówka, magazyn w formie ziemianki, ogrodzenie obozu, toaleta, kąpielisko itp. Itd.
Gdzieś w połowie dnia zobaczyłem biegnącego w moją stronę Łukasza ( bardziej znanego na forum jako Precel ). Chłopisko robiło wówczas za instruktora i ratownika WOPR ( też wymóg takich obozów ).
Wcześniej ogarnął kąpielisko, oznaczył strefy pływania i poszedł sprawdzić jak sobie radzi grupka uczestników wycinająca suche trzciny na zadaszenie stołówki.
Kawałek od obozu był taki podmokły teren przy jeziorku gdzie tych trzcin było dużo a takie pokrycie stołówki gwarantowało świetną izolację nie tylko przed deszczem ale i upałami.
Ale do tematu – patrzę a Łukasz leci do mnie zawinięty w pałatkę WP z oczami wielkimi jak japońskie „anime”. Gdzieś w głębokich czeluściach mojego umysłu, całkowicie pochłoniętego organizacją obozu, błysnęła myśl po jakiego czorta mu pałatka w tak ciepły dzień?
Nim się dobrze zastanowiłem to Precel stanął przede mną w pozie „parkowego transwestyty” a pomiędzy połami rozchylonej pałatki ujrzałem jak trzyma w dłoni długiego, grubego, brązowego….
.
.
.
.
nadrdzewiałego pancerfausta.
Tak – panzerfaust (z niem).
Zakrzyknął tylko - Zabieraj dzieciarnię z trzcin ! Co szybko zorganizowaliśmy przydzielając ich chwilowo do innych zadań.
Okazało się że chciał przejrzeć teren przed młodzieżą wycinającą trzcinę czy aby gdzie nie jest zbytnie bagnisko ( w końcu od tego mamy ratownika ) i natrafił na znalezisko – skrzynkę pancerfaustów.
Chwile później stoimy we trzech i pochylamy się nad zapleśniałą skrzynką z czterema, równiutko poukładanymi, charakterystycznymi kształtami w środku.
W okolicach, w czasach II wojny, były umocnione stanowiska artylerii niemieckiej i widocznie skrzynka w jakiś okolicznościach wylądowała w bagnie gdzie beztlenowe środowisko świetnie ją zakonserwowało. Przez 50 lat leśne jeziorko trochę wyschło i na powierzchnie wydostały się dobrze zachowane militaria, za które zaczęła się brać rdza i pleśń.
Stoję tak, patrzę i myślę….
Tyle biegania, tyle załatwiania, bez samochodu ( każdy z nas jeszcze się uczył, kogo było stać na taki luksus jak auto ) : nadleśnictwo- Ośno Lubuskie, kuratorium oświaty – Gorzów Wlkp, sanepid - Skwierzyna, pogotowie – Słubice, straż pożarna – już nawet kurna nie pamiętam gdzie… chyba Kostrzyn.
Niech ktoś z was załatwi te wszystkie pieczątki w godzinach urzędowania korzystając tylko z PKS-u i stopem, bez Internetu i telefonów.
A to nie wszystko – chłopaki musieli wcześnie biegać na kursy opiekunów dzieci i młodzieży zgodnie z wymogami kuratorium oświaty. I jeszcze się okazało że prowadzić takie obozy może tylko kierownik placówki oświaty ( szkoła przedszkole itp. ) lub ktoś z uprawnieniami kierownika placówek wypoczynku dzieci i młodzieży – więc straciłem kilka weekendów jeżdżąc na kurs do Wrocławia…
A teraz patrzę na te cholerną zapleśniałą skrzynię i wiem że jak przyjadą saperzy to nas stąd uprzejmie wy…proszą na co najmniej dwa tygodnie. I co mam powiedzieć dzieciarni która ciężko pracuje szykując sobie schronienie na najbliższe trzy tygodnie.
Odesłać ich do domów ?
- przy tych trzcinach i tak się nikt nie będzie kąpał.
Usłyszałem jak z za mgły. Nawet nie pamiętam, który to powiedział.
Zakomenderowałem
- Do jeziora z tym. Tylko ostrożnie.
- Łukasz, sprawdź do końca te trzciny ( znalazł jeszcze lufę od haubicy – ale bez amunicji i zamka, więc niegroźna ).
Tak to w niewielkim malowniczym leśnym jeziorku niedaleko Kostrzyna nad Odrą spoczywa znalezisko,
o którym niektórzy właściciele wykrywaczy metali z tego forum marzą po nocach.
I to na tyle w tym odcinku, jak się spodoba to dopisze dalsze odcinki.
A – stołówkę zrobiliśmy.